piątek, 29 listopada 2013

To dopiero odkrycie!

Zobaczcie, co znaleźliśmy! Szokujący filmik z tajnego ośrodka badawczego, którego główną bohaterką jest nasza Geneozefa! Zastanawiamy się czy opiekunowie ze Szkoły Muzycznej czegoś przed nami nie ukryli.... :)


Geneozefa Project from Edukacja MGB on Vimeo.

Chociaż... oglądając filmik, wydaje się nam, że podczas tych zabiegów całkiem nieźle się bawiła!

środa, 27 listopada 2013

Geneozefa - ciąg dalszy przygód w Szkole Muzycznej

Skok ze spadochronem był dla naszej Geneozefy bardzo dużym przeżyciem, przeżyciem emocjonującym a nawet... tak, nie bójmy się tego słowa - ekstremalnym! Wiemy skądinąd, że była tym przeżyciem zachwycona i kazała sobie pokazać inne rozrywki, które w jakiś sposób zapewniłyby jej wzrost adrenaliny. Opiekunowie zaproponowali jej więc... wycieczkę do parku połączoną z krótkim kursem wspinaczki drzewnej, wizytę w słynnym bytomskim centrum handlowym AGORA obejmującą szaleństwa na automatach w strefie dziecięcej oraz jakiś mocny film w kinie oraz... pracę na umowę-zlecenie w szkolnej szatni! Przy czym okazało się, że ta ostatnia propozycja, była dla Geneozefy najbardziej ekstremalna. Zacznijmy jednak od początku.

Korzystając z ciągle pięknej, jesiennej pogody 30 października Geneozefa zwiedziła park w Szombierkach.
Bawiła się świetnie! Skakała po drewnianych ogrodzeniach, wprawiała się we wspinaczce (na razie niskodrzewnej), obejrzała staw i bardzo chciała łowić ryby, jednak z powodu braku odpowiedniego osprzęty, pomysł ten został zarzucony. Przynajmniej na jakiś czas.




Nasza bohaterka, jako że na tym świecie już jakiś czas żyje, poznała już prawa rządzące rynkiem. W celu zebrania funduszy na zakup sprzętu wędkarskiego musiała znaleźć pracę. Będąc jeszcze wciąż bardzo młodym obywatelem udało jej się znaleźć jedynie dorywczą pracę na umowę-zlecenie w szkolnej szatni. Ale cóż to była za praca! Jaka odpowiedzialność!

Młodzież przychodzi, powierza swoje odzienie wierzchnie i darzy Geneozefę pełnym zaufaniem. Jednak okazało się, że Geneozefa nie do końca to zaufanie odwzajemnia. Bo to wiadomo, co ta młodzież do szkoły w tych kurtkach wnosi? A jakby to co niebezpiecznego było?

Geneozefa widziała kilka filmów akcji w swoim życiu i nie zamierza ryzykować. Z ogromnym zapałem wzięła się więc do przeszukiwania kieszeni powierzonych jej kurtek. Przecież wiadomo, że robiła to dla dobra szkoły, w której tak bardzo jej się spodobało. Niestety, nie wszyscy byli w stanie docenić jej poświęcenie i zaangażowanie w pracę... Za "naruszenie prywatności czy nietykalności czy innego bla... bla... bla... nadużycie piastowanego stanowiska...." Geneozefa trafiła za kratki!

Całe szczęście, udało jej się wiarygodnie wytłumaczyć motywy swojego postępowania i już po 24 godzinach została surowo upomniana i zwolniona do domu. Być może wynikało to także z fakty, że bytomska policja nie miała jeszcze nigdy do czynienia z pluskwiakiem i nie znała odpowiednich procedur postępowania w takim wypadku. W każdym razie nocne przygody na komisariacie dostarczyły Genozefie tyle adrenaliny, że musiała się delikatnie wyciszyć, a nic tak nie wycisza, jak gra w szachy! Rozrywki intelektualne także przypadły jej do gustu. Chyba nawet wygrała tą rozgrywkę.

Uspokoiwszy się nieco, znów poczuła głód wrażeń w związku z czym opiekunowie zapewnili jej możliwość zaznajomienia się z wszelkimi rozrywkami, które czekają na człowieka (i pluskwiaka) w bytomskim centrum handlowym AGORA. Zakupy Genozefy nie interesowały, za to w kąciku przeznaczonym dla dzieci odnalazła radość życia.

Automaty, klocki i inne dziwne urządzenia zostały przez nią natychmiast przetestowane. Zabawa była przednia, ale nie był to jeszcze koniec wrażeń. Dzień skończył się wizytą w kinie, nie wiemy jaki film obejrzała
Geneozefa, ale chyba nic dobrego, bo stwierdziła, że kino to bezsensowny wynalazek. Teraz czeka nas zorganizowanie jej szybkiego kursu Historii Kina Światowego dla pluskwiaków, żeby przekonać ją do zmiany zdania. Nic to. Trudniej było przekonać ją do porzucenia pomysłu natychmiastowego ubrania choinki. Po wizycie w AGORZE uległa czarowi trwających już w sklepach świąt Bożego Narodzenia i zażądała dostarczenia jej choinki w celu ubrania jej "tak pięknie, jak widziała to w centrum handlowym". Ot, charakterek! Po długich dyskusjach i tupaniu odnóżami udało się przekonać ją, że święta Bożego Narodzenia nie wypadają w listopadzie i większość ludzi choinki ubiera dopiero późnym grudniem. Ufff... kartą przetargową było zrobienie, jej zdjęcia z choinką, które niniejszym załączamy do tej notatki.

Na koniec zamieszczamy także osobiste wypowiedzi Genozefy w krótkim wywiadzie, który przeprowadzili z nią jej opiekunowie, czyli klasa VI a OSM:
1.    Jak oceniasz kl. VI a OSM Bytom?
Odp:  Byli mili. Odwiedziłam z nimi wiele ciekawych miejsc, opiekowali się mną dobrze.
2.    Jak ci się podobał pobyt w OSM Bytom?
Odp:  Było fajnie.  Najbardziej podobał mi się skok ze spadochronem.
3.    Na jakim instrumentach grałaś?
Odp:  Grałam n fortepianie, trąbce i skrzypcach.
4.    Czy podobała Ci się podróż po szkole?
Odp:  Tak, bardzo. Zwiedziłam aulę, salę gimnastyczną i bufet szkolny.
5.    Czy byłaś gdzieś  z uczniami poza szkołą?
Odp:  Tak, byłam na lekcji judo tenisa oraz w parku. Bardzo mi się podobało.
6.    Czy będziesz tęsknić za uczniami VI a  OSM Bytom?
Odp:  Bardzo, mam nadzieję,  że kiedyś tam jeszcze wrócę.

Widzimy zatem, że opiekunowie zdali egzamin i od tej pory mogą opiekować się wszystkimi Czerwcami, jakie spotkają na swej drodze. Zdradzę jeszcze, że ze Szkoły Muzycznej Geneozefa trafiła do Szkoły Podstawowej nr 45 w Szombierkach, ale to, co ją tam spotkało to materiał na całkiem nową historię, która ukaże się już wkrótce!



(MP)



piątek, 22 listopada 2013

Czerwiec 003: Czesio Czerwuś

Mamy wiadomości od kolejnego Czerwca, którego wysłaliśmy w świat, a dokładniej do Miechowic. Z Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu wyszedł bezimienny, świeżo urodzony w dniu 6 listopada. Powstał na zajęciach z drugoklasistami ze Szkoły Podstawowej nr 33. Pomachaliśmy mu chusteczką na pożegnanie i niecierpliwie czekaliśmy na pierwsze informacje. Jak się okazało nie musieliśmy długo czekać, nasze czerwce i ich opiekunowie dbają o to, żebyśmy się za bardzo o losy naszych "dzieci" nie martwili. Najlepiej o tym, co Czerwiec robił w Miechowicach opowie nam relacja jego opiekunów:
"Na wycieczce w Muzeum Górnośląskim podczas zajęć na wystawie Via Regia spotkaliśmy Czerwca polskiego - pluskwiaka, z którego w dawnych czasach otrzymywano i wysyłano w świat barwnik naturalny zwany "czerwonym złotem". Od niego pochodzi nazwa miesiąca, jemu zawdzięczamy tło w godle i czerwony kolor we fladze.
Odwiedził on w naszej szkole wszystkie klasy młodsze, i część starszych. Uczniowie w konkursie nadali mu imię Czesio Czerwuś, rysowali też jego portrety, które ozdobiły korytarze szkoły. Czesio Czerwuś zwiedził : sklepik, salę gimnastyczną - wziął udział w torze przeszkód, Izbę Śląską, podziwiał ruiny zamku miechowickiego przez okno. Dalsze swoje kroki skierował do Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 5 im. Kennedyego w Bytomiu Miechowicach"
.

Bardzo cieszy nas istniejąca u szkół-opiekunów  tendencja do dbałości o rozwój fizyczny naszego pluskwiaka. Sport to zdrowie, a w dzisiejszych czasach bardzo istotną kwestią jest aktywność fizyczna, której niestety mamy coraz mniej. Pozytywne wychowanie fizyczne oraz umiejętność gry zespołowej, to coś co się Czesiowi na pewno bardzo w życiu przyda. Kto wie, może nawet zostanie członkiem reprezentacji i pojedzie na mundial w 2018 lub 2022 roku?

Czesio ze swojej wizyty w Miechowickiej szkole wyniósł także bardzo cenną wiedzę dotyczącą kultury i historii naszego wyjątkowego regionu. Izba Śląska, którą odwiedził to wspaniały przykład typowo śląskiej kuchni, na zdjęciu możemy dostrzec charakterystyczny dla Śląska byfyj (dla goroli:  kredens), romy i zastawiony różnorodnymi sprzętami kuchennymi stół. W kuchni Czesio spotkał gospodarzy tego przybytku - górnika oraz śliczną śląską panienkę w galandzie na głowie. Ciekawe czy dostał na obiad gumiklyjzy, rolady i modra kapusta?
Cóż, wiemy że na pewno głodny nie chodził ponieważ szkolny sklepik znajdował się na wyciągnięcie ręki. W przypadku Czesia potwierdza się nasze podejrzenie, że Czerwce to zdecydowanie słodyczolubne istoty.
Jeśli chodzi edukację historyczną, którą odebrał nasz Czerwuś, to miejsce, w którym się znalazł wybitne sprzyjało zagłębieniu się w historię naszego pięknego miasta, a ściślej jego dzielnicy, jaką są Miechowice. Szkoła Podstawowa 33 ma to szczęście, że usytuowana jest w wyjątkowym dla tej dzielnicy miejscu. Uczniowie każdego dnia mogą podziwiać z okien ruiny miechowickiego pałacu Tiele-Wincklerów.
Tak, w tym miejscu mieszkała kiedyś bardzo bogata śląska rodzina, której protoplasta Franz von Winckler był właścicielem 69 kopalń węgla kamiennego oraz innych kruszców, kilkunastu hut, a także wielu posiadłości ziemskich. Tenże Franz von Winckler wybudował miechowickie osiedla mieszkaniowe dla swoich robotników oraz był założycielem miechowickiego szpitala. Kolejne pokolenie Tiele-Wincklerów to Valeska i Hubert, którzy byli rodzicami najsłynniejszej chyba postaci związanej z Miechowicami - Ewy von Tiele-Winckler, znanej szerzej jako Matka Ewa, założycielka "Ostoi Pokoju" oraz zgromadzenia diakonis, które pomagały sierotom, bezdomnym, kalekom, samotnym i chorym, a także wszystkim, którym taka pomoc była potrzebna. Bardzo się cieszymy, że nasz Czesio już w pierwszych chwilach swojego istnienia poznał tą wyjątkową historię związaną z naszym miastem.

Na sam koniec należy zaznaczyć także, że zauważamy u Czesia tendencje do swego rodzaju gwiazdorstwa. Oj, rozpieścili go uczniowie SP 33. Sesje zdjęciowe, portrety, autografy... Ale nie szkodzi, najważniejsze, że proporcje wiedzy, sportu i sławy zostały idealnie wyważone. Pozdrawiamy Czesia i jego opiekunów i mamy też nadzieję, że w ZSO nr 5 zajmują się nim równie troskliwie, jak w SP 33.

(MP)


czwartek, 14 listopada 2013

Czerwiec 001: Geneozefa

Mamy wiadomości o naszym pierwszym Czerwcu! Czuliśmy się trochę urażeni, ponieważ nie przysłał nam żadnej kartki z podróży, ale gdy tylko dostaliśmy harmonogram zajęć i atrakcji, które zapewniła mu Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna w Bytomiu, całe urażenie natychmiast nam przeszło. Tyle wrażeń i to zaledwie dwa tygodnie po stworzeniu! Nikt z nas nie ma takich fantastycznych wspomnień z dzieciństwa. Zacznijmy jednak od początku. Geneozefa powstała 25 października podczas zajęć w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. Stworzyła ją klasa VI a z naszej bytomskiej Szkoły Muzycznej i zabrała ze sobą.
Od tej pory słuch o Geneozefie zaginął… no dobrze, docierały do nas jakieś plotki, że niby widziano ją na kilku premierach i wernisażach w stolycy, że wywołała ogólnocelebryckie poruszenie prezentując na sobie kreację Zienia, ale nie daliśmy wiary tym wszystkim rewelacjom. Mieliśmy całkowitą rację, a nasz zdrowy rozsądek i dystans do blichtru i blasku celebryckiego świata został nagrodzony oficjalną relacją, którą właśnie mamy przyjemność zaprezentować. Stworzenie (jako proces) ma to do siebie, że gdy już się dokonało, niezbędna jest chwila odpoczynku. To naturalne prawo stworzenia nie ominęło także naszej Genozefy, która po tym doniosłym akcie wypoczywała przez weekend w szafce szkolnej.
W poniedziałek natomiast rączo zabrała się do zwiedzania szkoły, która jak na szanującą się instytucję przystało nie mogła wpuścić na swój teren Czerwca bez podstawowego kursu BHP i P. Poż.

Zaraz po kursie opiekunowie pokazali jej dwa najważniejsze miejsca w całym budynku – sklepik szkolny oraz toaletę (wizyta w tym ostatnim miejscu obejmowała także kurs posługiwania się papierem toaletowym, natomiast w sklepiku Geneozefa ostatecznie wykształciła swój gust kulinarno-słodyczolubny).




Pobyt w szkole muzycznej okazał się dla młodego Czerwca okazją do zdobycia wielu ciekawych doświadczeń i umiejętności. Geneozefa zwiedziła aulę i brała udział w próbie orkiestry, nie mówiąc już o tym, że w pierwszym tygodniu życia odebrała staranne wykształcenie muzyczne, ucząc się gry na pianinie, trąbce, wiolonczeli, altówce i skrzypcach.






Żeby jednak nie spowodować u naszego Czerwca niebezpiecznego w swych następstwach przesytu kulturą, zadbano także o jego kondycję fizyczną.

Geneozefa wzięła udział w zajęciach wf-u, próbując swoich sił w różnego rodzaju sportach, ale nie odpuścił także zajęć dodatkowych w postaci treningu judo i lekcji tenisa.
Okazało się też, że Geneozefa ma smykałkę do sportów ekstremalnych i olbrzymią odwagę, ponieważ postanowiła także skoczyć ze spadochronem. Po starannym zapięciu wszelkich linek i pasów bezpieczeństwa odbyło się kilka prób na szkolnych półpiętrach i jedna, już niemal całkowicie poważna z okna pierwszego piętra na tyłach szkoły. Skok właściwy został przeprowadzony 4 listopada w godzinach porannych, Czerwiec Geneozefa oddał skok z okien auli, podczas wykonywania skoku nie ucierpiał żaden przechodzień a i Geneozefa wydawała się być cała, zdrowa i zadowolona. Wkrótce umieścimy na blogu film z tego wydarzenia. W każdym razie nie próbujcie tego w domu.


W tym wpisie zawarliśmy relację jedynie z części atrakcji, jakie zapewniła naszemu Czerwcowi klasa VI a OSM w Bytomiu. Coming soon… wpis obejmujący wizytę w bytomskim centrum handlowym AGORA, przygotowania do świąt (które ogłoszone zostały już przez wszystkich handlowców w okolicy), podjęcie pierwszej pracy na umowę-zlecenie, relaks na łonie natury, a także rozrywki umysłowe, których dane było jej zakosztować. Zamieścimy także wywiad z Geneozefą, w którym sama wypowie się na temat swoich przeżyć.

(MP)

wtorek, 5 listopada 2013

Czerwiec cz. 1

Czerwiec... wydawać by się mogło, że naszemu Działowi Edukacji wakacje i słoneczko gorące się marzy... a tu nic z tych rzeczy! Dziś przenosimy się w zamierzchłe czasy, kiedy jeszcze nazwy tego pięknego miesiąca nie znano, a ludy słowiańskie słowa na określenie mocnej czerwonej barwy nie miały... Co zatem było najpierw?

Już we wczesnym średniowieczu na terenach Polski żył pluskwiak porphyrophora polonica, popularnie czerwcem polskim zwany. Żył i żyje nadal  na różnych gatunkach roślin, a za swoją ulubioną  korzenie czerwca trwałego uważa. I o ile obecnie ani ta roślina, ani ten pluskwiak do naszych ulubionych gatunków nie należą, o tyle w przeszłości odegrał on niebagatelną rolę w naszej historii! Ba! Byliśmy z niego dumni!!!!

Larwy i samice tego gatunku były bowiem bardzo pożądanym towarem - z nich wyrabiano bardzo cenny, czerwony barwnik. Czerwcem barwiono przede wszystkim wełnę, jedwab i skórę. Intensywne czerwone zabarwienie powodował kwas karminowy. Ze względu na piękny kolor oraz wysoką cenę barwnika stosowano go do barwienia szat królewskich oraz do ilustrowania książek. Od tego barwnika rozpowszechniła się we wszystkich językach słowiańskich nazwa czerwieni i barwienia na czerwono. A skąd nazwa czerwiec? Zbiory czerwca rozpoczynały się 24 czerwca, dlatego wypełnione kwasem karminowym cysty czerwca nazywano "krwią św. Jana". Jak podaje Słownik etymologiczny języka polskiego Aleksandra Brücknera: " Więc już pierwotni Słowianie na prarodzinie zajmowali się zbieraniem tej koszenili domowej, żyjącej na korzeniach sclerantusa, również czyrwcem przyzywanego; korzenie wytrząsano na płachty, a poczwarki suszono; wywożono je szczególnie na Wschód i dochód bywał z tego znaczny. Amerykańską koszenile, jako silniej barwiąca, zastąpiła czerwca polskiego od XVI wieku."

Aby uzyskać barwiące na czerwono grudki trzeba było zebrać pluskwiaki, zalać gorącą wodą, wysuszyć a następnie rozetrzeć na proszek. Na jeden kilogram barwnika należało zebrać kilkadziesiąt tysięcy pluskwiaków. Produkt ten był cennym surowcem eksportowym, z którego obok zboża i bydła, słynęła Polska. Czerwień, jako symbol bogactwa i dostojeństwa, dostał się w ten sposób na nasze sztandary. Bo jakim innym kolorem mieliśmy się chwalić przed naszymi sąsiadami? Jaki inny kolor czytelnie mówiłby o naszym bogactwie? Patrząc na te fakty być może powinniśmy otoczyć większym sentymentem naszego rodzimego pluskwiaka, tym bardziej, że obecnie zarówno roślina żywicielka, jak i żyjący na niej czerwiec polski, stały się rzadkością i możemy znaleźć go... w Czerwonej Księdze gatunków zagrożonych. Jako ciekawostkę dodam, że krewniak naszego czerwca - czerwiec meksykański, z którego obecnie wytwarza się czerwony barwnik koszenilę, doczekał się w Australii swojego pomnika! Czerwca meksykańskiego sprowadzono do Australii, aby ograniczyć zarastanie pastwisk kolczastą opuncją (a jak wiadomo czerwce z tego gatunku uwielbia wypijać soki tej rośliny). A nasz czerwiec, który rozsławił Polske w Europie 1000 lat temu, na takie wyróznienie nie zasługuje? Nasz Dział postanowił zmienić ten stan rzeczy i przypomnieć historię czerwca polskiego - podczas zajęć na wystawie "Via Regia" wykonaliśmy wspólnie modele "porphyrophora polonica" wraz z paszportem przewozowym i ... wysłaliśmy je w świat do szkół, aby historię tego gatunku wszystkim opowiedziały. Już niebawem na naszym blogu umieścimy informacje, gdzie nasze czerwce dotarły i jakie przygody je spotkały. Jeśli chcecie zaopiekować się takim czerwcem, zgłoście się do nas - razem możemy wykonać i opisać taki model, a wszystkich zainteresowanych związkami przyrody z historią zapraszamy na wystawę czasową "Via Regia" do Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. Wystawa czynna do końca stycznia 2014.

O samym czerwcu polskim jeszcze opowiemy...