wtorek, 29 października 2013

Ekspresja

Powiedzmy to szczerze: wszyscy kochamy ładne obrazki, takie, w których postacie namalowane są hiper realistycznie (najlepiej jeśli wyglądają lepiej niż w rzeczywistości), a cała okolica odwzorowana jest z najmniejszymi szczegółami. A co, jeśli postacie na obrazie są zdeformowane, kolory dobrane kontrastowo a malarz nie przywiązuje wagi do detali... Zwykle podchodzimy do takich dzieł nieufnie i z dystansem. Czy coś malarzowi się nie udało? Otóż nie! Wystarczy przyjrzeć się klasycznym portretom z bytomskiej galerii obrazów: pani Leokadia z Brzozowskich namalowana jest dokładnie tak, jak lubimy: widzimy bardzo dobrze wymodelowane światłocieniem ciało, oczy posiadają wyraźne źrenice, tęczówki, spojówki, rogówki itd, każdy fragment ubrania widoczny jest super-dokładnie. Ale czy patrząc na obraz malowany tą techniką możemy w pełni odczytać charakter tej pani, czy wiemy w jakim była nastroju, co czuła, co kochała? Od połowy XIX wieku malarze zaczęli eksperymentować z techniką malowania w taki sposób, aby uzyskać na obrazach jak najwięcej prawdy o człowieku: nie tylko jak wygląda, ale przede wszystkim co czuje, chcą pokazać jego wnętrze. Dlatego Edward Munch malując "Krzyk" posłużył się zdeformowaną postacią i kolory dostosował do emocji panujących w obrazie. Krzyczy postać, krzyczy cały krajobraz... o pięknych twarzach nie mogło być mowy w takim obrazie.

Picasso w interpretacji pracowników naszego Działu :)
Na zajęciach "Ekspresja niejedno ma imię" oglądaliśmy "Guernikę" Pabla Picassa. No, może nie do końca oryginalnego Picassa, ale nasi pracownicy Działu Edukacji wykonali całkiem udaną podróbkę dzieła wielkiego mistrza w formacie 4x3 m.... W każdym bądź razie wrażenie pozytywne było, a i temat ekspresji stał się młodym miłośnikom sztuki bardziej bliski. Guernika, jak wiadomo, pokazuje tragiczne wydarzenia, widzimy ludzi, zwierzęta zastygłych w bólu podczas bombardowania miasta.  Ludzie przedstawieni na obrazie bardziej przypominają figury, ich ciała są wyraźnie zdeformowane, kolory działają przytłaczająco: tylko w taki sposób malarz mógł pokazać to, co czuli i przeżywali mieszkańcy bombardowanego miasta.

Zadanie dla naszych małych artystów było tym razem bardzo ambitne - na dużych kartonach obrysowywaliśmy węglem profil każdej osoby, a następnie korzystając z różnych farb i materiałów (technika collage) projektowaliśmy swój ekspresyjny portret. Im więcej emocji w obrazie - krzyk mile widziany - tym lepiej. Do tworzenia dzieł wykorzystywaliśmy również karykaturę, w ten sposób charakter można było łatwiej przedstawić!

Nasi artyści do dzieła zabrali się z lekką nieśmiałością... ale potem pojawił się już "szał twórczy". Efekty sprawiły nam wiele radości i przeszły nasze oczekiwania. Zresztą - zobaczcie sami :)


środa, 16 października 2013

Księżyc i my



Księżyc wisi nad nami od dłuższego czasu - niektórzy uczeni w piśmie twierdzą, że to nic innego jak oderwany kawałek naszej poczciwej planety, co odleciał trochę w kosmos, ale zatęsknił i się uwiązał na orbicie. Inni z kolei każą nam wierzyć, że ot tak przelatywał kawał gruzu koło Ziemi i jak już tak przelatywał to mu się spodobało i został.
Jak by z tym Księżycem nie było - wziął i jest. A że w końcu jego obecność zaczęła ludzi lekko irytować/zastanawiać (np. jak w nocy spać nie daje, bo świeci jak jarzeniówka) to i baczniej mu się zaczęli przyglądać. I odkryli, o dziwo, że chociaż z ich wioski do niego to spory kawałek drogi - pewnie jak do stolicy albo i dalej - to ma on niejaki wpływ, na to, co się dzieje w domu i zagrodzie.  Mianowicie jak Księżyc jest bliżej to się woda w studni trochę podnosi a jak dalej to opada. Ba - jak kto rybakiem był, to mu morze takoż się podnosiło i opadało. No i jak kto nieopatrznie coś na plaży zostawił, albo sobie przysnął to potem bieda była, bo na plaży nagle było morze z trytonami, wężami morskimi i całą tam grupą stworzeń, głównie niebezpiecznych. Się to zjawisko nazywa przypływy i odpływy fachowo.
Ale z tym Księżycem to była jeszcze jedna, ciekawa kwestia. Mianowicie raz go było więcej a raz mniej i w dodatku czasem wcale. I to jak w zegarku - miesiąc taki cykl trwał i się powtarzał. No więc niewiele myśląc nazwali miesiąc "miesiącem", bo tak się kiedyś Księżyc też nazywało. Bo sama nazwa Księżyc, to pochodzi od "księcia", że niby ta jasna kulka włada niebem w nocy.
Aaa, bo może jeszcze nie wszyscy wiedzą, ale Księżyc jako wybitnie energooszczędny nie świeci sam, tylko Słońce odbija. I z tego też odbijania się ma wrażenie, że czasem Księżyc jest obgryziony - bo jak Ziemia wlezie między Słońce i niego, to rzuca taki właśnie cień.
Jako że co roku odbywa się na świecie impreza, nazwana Międzynarodowa Noc Obserwacji Księżyca - a my bardzo lubimy takie imprezy, zwłaszcza międzynarodowe, to i tym razem nie mogło nas zabraknąć. Ale - jak zawsze - nieco inaczej i oryginalniej.
Nasze spotkanie rozpoczęliśmy krótkim wykładem, na temat podboju kosmosu - od wczesnych astronomów poprzez różnych artystów co to na księżyc nas wysyłali literacko i filmowo aż po czasy bardziej nam bliskie, kiedy to kolejno Łajka, Striełka i Biełka, Gagarin i wreszcie załoga Apollo 11 podbijali wszechświat. Ci ostatni to nawet tak podbili, że wylądowali na Księżycu, połazili po nim i zatknęli amerykańską flagę.
Uzbrojeni w tą wiedzę nasi uczestnicy zajęć przygotowali trzy spektakle teatru cieni, opowiadające o przygodach w kosmosie - sami wymyślili scenariusze i sami w nich animowali cieniowe postaci. W ten sposób powstały trzy filmy: "Lot na Księżyc" - paradokument z ambicjami naukowymi, "Masakra na Księżycu" - awangardowy w formie spektakl science fiction z ekologicznym przesłaniem (co będzie, jak nam Księżyc pęknie? ) oraz typowa space opera "Kosmici atakują" - eksplorująca temat kontaktu z obcą cywilizacją.
Obróbka materiału filmowego trochę potrwa, a że w próżni nikt nie usłyszy waszego krzyku musicie się uzbroić w cierpliwość. Efekt będzie wart oczekiwania :)
Finałem zajęć była wspólna obserwacja Księżyca przez PRAWDZIWY teleskop!