poniedziałek, 22 grudnia 2014

Wielki Pokaz Filmowy

Prezentacja twórców filmu "Muzealne tańce plemienne"

Tłumy rozentuzjazmowanych młodych twórców zjawiły się w naszej świetlicy muzealnej na pokazie przedpremierowym filmów, zrealizowanych podczas warsztatów MUZeum MUZycznie. Emocje - ogromne: my byliśmy ciekawi, jak ocenią efekt swojej pracy po procesie postprodukcyjnym uczestnicy warsztatów, oni sami nie mogli się doczekać efektu finalnego.


Gromkie oklaski


Istotnym elementem okazała się prezentacja filmu podsumowującego cały projekt. Dzięki niemu poszczególne grupy mogły zobaczyć, co robili ich koledzy. Były filmy piaskowe, aktorsko - animowane, nowe aranżacje starych ludowych pieśni i tańce plemienne.







Gromkim oklaskom towarzyszyła radość samych artystów, którzy z lekkim niedowierzaniem patrzyli
na imponujące efekty. Cóż, najtrudniej jest uwierzyć w samego siebie. Teraz czekamy tylko na oficjalną premierę płyty, ale o efekty już możemy być pewni!

Dla niecierpliwych mamy małą niespodziankę: "Zima" Antonio Vivaldiego (cz.II) w animacji gimnazjalistów z Gimnazjum nr 9 w Bytomiu.

Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku od całego zespołu Działu Edukacji Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.
I do zobaczenia w Nowym Roku!




Zima from Edukacja MGB on Vimeo.

sobota, 6 grudnia 2014

Mikołaj już nadchodzi!

Ledwo co mieliśmy święto Górników i św. Barbary, a tu już nowa okazja do radowania się, zwłaszcza jeśli jest się dzieckiem. Dzień 6 grudnia tradycyjnie jest bowiem uznawany za dzień św. Mikołaja, a to oczywiście oznacza jedno – prezenty! Jednak nie zawsze wszystko było takie jak dzisiaj.

przepytywanie z pacierza
Dawniej św. Mikołaj w ogóle nie przypominał dobrodusznego brodacza w czarownym kubraczku z reklam CocaColi. Św. Mikołaj przemierzał wsie i miasta ubrany w długie, białe lub czerwone szaty, biskupią czapkę i specjalną maskę określaną mianem larwy (żeby oczywiście nikt nie poznał świętego). Wyposażony był nie tylko w worek z prezentami, ale również w laskę lub pastorał, którą pukał do okien domów gdzie mieszkały małe dzieci, dając tym samym znać o swoje obecności. A jego wizyta nie zawsze była przyjemnością, oj, nie zawsze! Przepytywał dzieci i dorosłych z pacierza, a nagradzał tylko grzecznych i dobrych domowników – tym trafiały się w prezencie zabawki, owoce i słodycze. Natomiast te dzieci, które nie wykazały się wiedzą, a do tego były krnąbrne i niegrzeczne czekała w najlepszym wypadku rózga, a gorszym nawet chłosta! Nic dziwnego, że dzień ten budził postrach wśród wszystkich dzieci.

Kolejną różnicą między dawnym a współczesnym św. Mikołajem są jego towarzysze. Obecnie każde dziecko wie, że św. Mikołajowi towarzyszą zaprzężone do sań renifery, a zabawki produkują grupy elfów. W danych czasach Mikołajowi zdarzało się wędrować samotnie, ale najczęściej jednak miał do towarzystwa anioła oraz diabła. Zdarzało się nawet, że takich pomocników mogło być więcej, od kilkunastu do nawet czterdziestu, tak jak bywało w Istebnej i Koniakowie po drugiej wojnie światowej. Tam w pochodzie św. Mikołaja znajdywały się nie tylko diabły wyposażone w ukręcone ze słomy baty, ale również biedny żaczek w półciennej koszuli i nietypowy niedźwiedź mający na sobie bluzę i spodnie uszyte z baraniego futra. Wśród towarzyszy Mikołaja mogli się również znaleźć ksiądz z ministrantami, Cyganie, medula prowadzący niedźwiedzia, Żyd, doktor, kominiarz, baba (na swój sposób genderowa, bo nie prawdziwa a tylko przebrana) a nawet śmierć. Taka grupa nie tylko wędrowała od domu do domu rozdając prezenty, ale także wygłaszała oracje, zbierała datki, płatała figle, a nawet pozwalała sobie na odwiedziny u młodych, niezamężnych dziewcząt.
towarzysze św. Mikołaja

Jednakże św. Mikołaj opiekował się nie tylko dziećmi. Był on patronem wielu ciekawych profesji i zawodów (m.in. bednarzy, kupców, notariuszy i młynarzy, ale również wytwórców guzików, cukierników czy sprzedawców perfum), ale miał w swojej opiece również zwierzęta domowe. Wierzono, że do świętego można się zwrócić w każdej potrzebie gospodarskiej, a jego moc była naprawdę duża – potrafił nawet ochronić zwierzęta przed wilkami. Dlatego też na Śląsku chłopi pilnowali, żeby nie wykorzystywać bydła do żadnych prac w obejściu w dniu św. Mikołaja, a w stajniach, oborach i zagrodach wieszali miniaturowe wizerunki świętego, by miał oko na wszystkie zwierzęta.

Co ciekawe jeszcze na początku XIX wieku do powszechnego zwyczaju należało składanie św. Mikołajowi darów w kościołach, chcąc uzyskać jego opiekę nad żywym dobytkiem. W tym celu przynoszono do świątyń głównie kury i gęsi, jednakże hałas, jaki wykonywały ptaki w kościołach był tak ogromny, że ostatecznie zaniechano tego zwyczaju, mimo iż w Lublińcu czy Kędzierzynie praktykowano go dość długo. 

Dlatego jeśli spotkacie dziś orszak dziwnych postaci nie uciekajcie – być może prawdziwy święty Mikołaj powrócił do miasta.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Muzyczna podróż dookoła świata


Mamy dla Was wspaniałą wiadomość! Muzyka obecna jest we WSZYTSKICH kulturach świata! Czyż to nie cudowne? W każdym miejscu na świecie możecie usłyszeć muzykę, odczuć zawarte w niej emocje, a jeśli jesteście muzykami – znaleźć robotę :)






Oczywiście w każdym zakątku świata muzyka jest nieco inna, a muzyczna różnorodność kultur jest równie zadziwiająca, jak różnorodność ludzka w ogóle. Podczas etnograficznej części projektu Muzeum Muzycznie – organizowanego przez Śląskie Towarzystwo Muzyczne we współpracy z edukatorami Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu w ramach Akademii Orange – skupiliśmy się nie tylko na egzotycznej muzyce charakterystycznej dla najodleglejszych zakątków świata, ale także na rodzimej muzyce ludowej.
Wszystko jednak wyjaśnimy po kolei. Nasze etnograficzno-muzyczne spotkania rozpoczął wspaniały koncert Lorien Trio, czyli niezwykłych pań potrafiących ujarzmić takie instrumenty, jak flet, altówka i harfa. Nasze utalentowane artystki wraz z próbującą swych sił jedynie w grze na instrumentach chirurgicznych, przedstawicielką Działu Edukacji MGB zabrały uczestników spotkania w podróż dookoła świata. Zanim jednak muzycznie odwiedziliśmy dalekie krainy, konieczne było ustalenie skąd w ogóle wzięła się muzyka i do czego ludziom może służyć.
 Okazało się, że  dla uczestników warsztatów takie pytania to nie pierwszyzna i z niemal niezachwianą pewnością umieścili początki muzyki w prehistorii, jako próby naśladownictwa świata przyrody – śpiewu ptaków, odgłosów zwierząt, a nawet rytmu własnego ciała. To tylko jedna z hipotez, ale nie można odmówić jej pewnej dozy prawdopodobieństwa. Rozwój cywilizacyjny człowieka popchnął do przodu także kwestię muzyki – powstawały instrumenty, nowe techniki śpiewu, gry i tańca, skale, a nawet teoria muzyki. O tym opowiedzieliśmy sobie w dużym skrócie, by szybko zwrócić się ku funkcjom muzyki w kulturze. W odpowiedzi na to pytanie, nie trzeba było posiadać bardzo rozbudowanej wiedzy teoretycznej, wystarczyło tylko zastanowić się, jakie funkcje muzyka ma dla nas na co dzień.
Oczywista zatem stała się funkcja wyrażania emocji, czy symbolicznej reprezentacji pewnych myśli i idei. Bezdyskusyjna była także funkcja rozrywkowa, komunikacyjna oraz integrująca grupę. Troszkę więcej zastanowienia wymagało od nas odkrycie funkcji rytualnej oraz wzmagającej stabilność i kontynuację kultury. Podsumowując, udało nam się określić naprawdę wiele funkcji muzyki i lepiej zrozumieć, jak wielką rolę odgrywa ona w życiu indywidualnym i zbiorowym.
Teraz przyszedł czas na podróż, która zaczęła się w kolebce człowieka, czyli Afryce. Rozpoczynając muzyczną przygodę od najbardziej egzotycznych przykładów muzycznych, chcieliśmy pokazać naszym uczestnikom silne związki muzyki z życiem społecznym oraz jej bardzo pragmatyczne przeznaczenie. Rytmy wybijane na afrykańskich bębnach, takich jak dundun czy djembe, wygrywane na balafonach, korach oraz zanzach, oprócz towarzyszenia wszelkim społecznym uroczystościom, mają także moc uwodzenia, dodawania siły mężczyznom, uzdrawiania, zapewniania wojennego (i nie tylko), sukcesu i wiele, wiele innych.
Nikogo zatem nie zdziwił już fakt, że afrykańscy muzycy zwani griotami są bardzo ważną grupą zawodową, która zajmuje się nie tylko perfekcyjną grą na wyżej wymienionych instrumentach, ale także dogłębną znajomością historii Afryki Zachodniej, genealogii poszczególnych rodów oraz wybitnym talentem oratorsko-mediatorskim. Z Afryki powróciliśmy na chwilę do domu, by zaczerpnąć tchu i oddać głos naszemu wspaniałemu Lorien Trio. Na początku zabrzmiała „Suita ludowa” – utwór harfistki Agnieszki Kaczmarek-Bialic, zainspirowany polskimi melodiami ludowymi. Ten niezwykły utwór pokazał naszym uczestnikom, jak wielką narracyjną moc może mieć muzyka, albowiem opowieść o zatraceniu się pasterki w tańcu, jej zaginięciu i szczęśliwym odnalezieniu, zapisana została jedynie za pomocą dźwięków! Jedyną podpowiedzą pobudzającą naszą wyobraźnię, były tytułu poszczególnych części utworu: „Z tego wirowania”, „Zginęła nam pastereczka” i „Łapcie ją”. Następnie nasze utalentowane panie zabrały wszystkich w podróż do dalekiej Japonii – wysłuchaliśmy zaśpiewanej (po japońsku!) oraz zatańczonej przez flecistkę japońskiej pieśni ludowej – „Sakury”, towarzyszącej japońskiemu świętu kwitnącej wiśni, o którym także dowiedzieliśmy się co nieco.
Japonia tak bardzo nam się spodobała, że zostaliśmy w niej jeszcze na chwilę, słuchając jeszcze jednego japońskiego utworu pt. „Na plaży”. Jego pogodny nastrój posłużył jako pomost do przeniesienia się do Włoch i ponownego uruchomienia wyobraźni… Widzicie to wspaniałe słoneczne popołudnie spędzone w miłej kawiarni na zalanym słońcem placu jakiegoś włoskiego miasteczka? Tak działa radosna muzyka Francesco Molino! Z Włoch szybko przemknęliśmy do Anglii, by posłuchać cudownego „Greensleves” wykonywanego na flecie prostym oraz do Irlandii, gdzie poznaliśmy mały irlandzki flecik i wykonywaną na nim charakterystyczną muzykę taneczną, z wciąż zmieniającym się akompaniamentem – a to nowe harmonie na harfie, a to nowe sposoby wydobywania dźwięku na altówce (pizzicato i col legno, czyli szarpanie strun palcami prawej ręki zamiast grania smyczkiem oraz granie drzewcem smyczka zamiast jego włosiem). Z wysp, przez kanał La Manche powróciliśmy na kontynent, by rozpłynąć się w wyrafinowanych dźwiękach sonaty Claude’a Debussy’ego. Bez tego wybitnego kompozytora pewnie nie zaistniałoby takie trio, jak nasze wspaniałe Lorien Trio. To właśnie w głowie Debussy’ego powstał ten niezwykły pomysł, by zestawić ze sobą trzy tak różne instrumenty, jak flet, altówka i harfa. Ostatnim naszym przystankiem w tej niezwykłej podróży była słoneczna Hiszpania reprezentowana przez wirtuozowski „Taniec ognia” Manuela de Falli na harfę solo. To była naprawdę cudowna podróż w krainę dźwięków, a czas minął nam zdecydowanie za szybko. Było to wspaniałe i odprężające doświadczenie pozwalające naszym uczestnikom zebrać siły przed tym, co czekało na nich na kolejnych warsztatach. Zanim jednak nasi uczestnicy rozpoczęli ciężką pracę nad dwoma etnograficzno-muzycznymi projektami mieli okazję z bliska obejrzeć instrumenty, zadać wszelkie nurtujące ich muzyczne pytania, a nawet spróbować swoich sił w grze na harfie, altówce czy flecie. Dziękujemy za ten magiczny czas!