środa, 23 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

Święta i Nowy Rok tuż tuż, śpieszymy więc do Was z serdecznymi życzeniami!
 Do tradycyjnie zdrowych, wesołych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia dokładamy przymiotnik TWÓRCZYCH, bo to dla nas synonim  szczęśliwego czasu.
A wiec z twórczą wyobraźnią podchodźcie do spraw codziennych, twórczo wykorzystujcie czas i dzielcie się z nami efektami waszych pomysłów.
Wesołych Świąt życzy Dział Edukacji Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.



Zima from Edukacja MGB on Vimeo.

czwartek, 12 listopada 2015

Muzealne lekcje dla trochę starszych czyli jak zostać łowcą potworów?

Żytnia Baba i Strzyga... Nie jest dobrze...!
Prawie każde dziecko wie czym jest np. wampir i jak się go pozbyć (osikowy kołek jest idealny, ale czosnek też sprawdza się nieźle). Dzięki filmom, grom i książkom coraz częściej jednak znamy zagraniczne potwory, takie jak odwieczne wilkołaki czy współczesny Slenderman. A przecież Górny Śląsk także posiadał dawniej swoje własne, oryginalne i tajemnicze strachy, których próżno szukać w innych regionach Polski i świata! Kto dzisiaj wie, czym była Chabernica, Fajerman czy Jaroszek? Upiory te nie tylko straszyły naszych przodków, ale i wyjaśniały liczne zjawiska, na które ówczesna nauka nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Nie mniej ważne było to, jak wyglądały, komu zagrażały i przede wszystkim jak się przed nimi bronić? Poniżej przedstawiamy zasady BHP - Bezpieczeństwa i Higieny Polowania na śląskie potwory. 

 Będąc nad wodą koniecznie uważajcie na Utopce! Kim były te tajemnicze istoty? Utopce były demonami wodnymi znanymi na całym świecie. Śląskie utopce charakteryzowały się jednak czerwonym ubrankiem i niewielkim wzrostem. Poza tym przypominały człowieka ociekającego wodą, chociaż zdarzało się, że czasem jeden lub drugi Utopiec miał żabie oczy czy błonę między palcami. Poza Utopcami istniały również Utopcule (czyli kobiety-Utopce) a nawet Utopczęta (dzieci Utopca)! 

Zgrany duet: Błędne Ogniki chętnie sprowadzą Cię ciemną
nocą nad wodę, gdzie już czekają na Ciebie Utopce.
Jeśli chcecie dożyć sędziwego wieku lepiej wystrzegajcie się spacerów po zmierzchu, szczególnie w okolicach cmentarzy, ponieważ może napaść Was Strzyga. Strzygi są niebezpieczne dla wszystkich żywych ludzi, ponieważ żywią się ludzką krwią. Najbardziej narażone na ataki są osoby mieszkające niedaleko cmentarzy, bowiem do nich Strzygi mają najbliżej, a więc przychodzą najczęściej. Poza kąsaniem ludzi Strzygi podobno z wielką przyjemnością oddawały się również niszczeniu przeróżnych przedmiotów, np. ubrań. Jeśli ktoś obraził Strzygę musiał się liczyć z tym, że ulubione galoty albo najładniejsza chustka zostaną przez Strzygę pocięte nożycami. 

Wysokie, posępne, w czarnej szacie,
z nożycami i wielkimi zębami?
To musi być Strzyga!

Również słoneczne południe nie daje wytchnienia, ponieważ kiedy słońce jest najwyżej pojawiają się Południce. Południce pojawiały się przede wszystkim w zbożu, ale czasem można je było spotkać również na miedzach i między polami. W przeciwieństwie do większości demonów i potworów pojawiały się właśnie w ciągu dnia, w samo południe. Jak mogło się skończyć spotkanie z nią? Raczej mało przyjemnie. Południce napadały żniwiarzy i uśmiercały ich na różne sposoby, np. dusząc, łamiąc kości, zsyłając chorobę a nawet obcinając nieszczęśnikowi głowę. Zdecydowanie lepiej unikać pracy w południe... 

Na polach i łąkach poza Południcami pojawiały się również Fajerman. Był on jedną z odmian Błędnych Ogników, które lubiły zwodzić ludzi na manowce. Wyobrażany był jako wysoki mężczyzna bez głowy, z którego szyi bucha ogień. Fajermani pokutowali w ten sposób za grzechy, które popełnili za życia. 
 
Płanetnik ciągnący chmurę na sznurze
(w worku zapewne trzyma grad i śnieg).

Nie wszystkie stwory były jednak tak straszne, niebezpieczne czy złe. Przykładowo Bzionek to mały, śląski demon, którego można uznać za leśnego duszka opiekuńczego. Przybierał postać niedużego ludzika i mieszkał pod krzakami czarnego bzu. Podania mówią, że Bzionek był wielki jak palec, a mimo to potrafił wystraszyć rzeźnika! Nic w tym dziwnego – pod bzem lubiły mieszkać dusze zmarłych i różne inne, nie zawsze przyjazne stwory. Bzionek był pod tym względem przyjaznym wyjątkiem.

Więcej na temat śląskich potworów można dowiedzieć się w czasie lekcji Wampiry, zmory i upiory czyli co straszyło naszych przodków? Zajęcia prowadzone są na stałej wystawie etnograficznej "Z życia ludu śląskiego XIX i XX wieku" i trwają około godziny. W czasie zajęć dowiadujemy się nie tylko co straszyło naszych pradziadków, ale także jak wyglądało życie na Śląsku 100 i 200 lat temu. Zapewniamy, że będzie strrrasznie... ciekawie!

Wszelkie informacje można uzyskać pod numerem tel.: (32) 281 82 94 w. 127

Koszt zajęć to 30 złotych za całą grupę + bilet wstępu do muzeum (bilet grupowy 6 złotych od osoby, dzieci w wieku przedszkolnym nie płacą biletu wstępu).
Serdecznie zapraszamy. 

Kto opowie lepiej o śląskich potworach niż jeden z nich?

czwartek, 29 października 2015

Liść pod lupą



Nie można mówić o jesieni nie poruszając tematu liści. To właśnie jesienią wśród zieleni zaczynają się pojawiać ciepłe kolory: żółte, pomarańczowe i czerwone. Nie dziwi więc fakt, że to właśnie ten temat zdominował nasze jesienne warsztaty. Bo choć liść sam w sobie jaki jest - każdy widzi, okazuje się, że nie wszystko jest dla nas oczywiste.

Zacznijmy od tego, czym on właściwie jest?
Liść to taka fabryka odżywcza dla drzewa. To w nim zachodzą procesy, które dostarczają całej roślinie cukry (a nam przy okazji tlen!).

Znamy jednak liście, które spełniają inną funkcję i nie zawsze łatwo nam je rozpoznać. Znane choć mało popularne u nas igły kaktusowe, to też ... przekształcone liście. Tym razem funkcję fotosyntezy przejęła łodyga a same igły pełnią funkcję ochronną. Z taką sytuacją mamy też do czynienia w przypadku naszych rodzimych roślin: znamy igły akacji czy licznych krzewów kolczaste.



Najwięcej kontrowersji na zajęciach wywołała jednak.... cebula.
Zielone końce bez problemów możemy nazwać liściem, ale co z bulwą? Nasze wątpliwości rozwiali przyrodnicy, którzy w sposób nie budzący wątpliwości stwierdzili, że i w tym przypadku mamy do czynienia z liściem! Bulwa cebuli nie jest korzeniem (jak w przypadku np. marchewki), rośnie nad ziemią i jest przekształconym liściem spichrzowym.

A z czego składają się liście? Blaszka liściowa i ogonek to najczęściej spotykana forma liścia. Po ilości blaszek, rodzaju umocowania, kształcie brzegów blaszki rozpoznajemy gatunek rośliny. Mniej osób zwraca jednak uwagę  na drobne "nitki" pokrywające powierzchnię liścia. To unerwienie liścia a owe "nitki" to wiązki przewodzące. Nie wszystkie są widoczne gołym okiem, bowiem większość z nich "zatopiona" jest w komórkach roślinnych. Jeśli usuniemy z niego cały miękisz liścia wyglądałby on tak: 



Wiązki przewodzące to taki układ krwionośny drzewa: rozprowadzają
substancje odżywcze po całym drzewie. Umożliwia im to efekt kapilarny. My sprawdzaliśmy to na cieniutkich rureczkach zwanych kapilarami.



 Na powyższym obrazku zaobserwować możemy oddziaływanie cząsteczek wody ze ścianką - im cieńsza rurka, tym słupek wyższy. Na naszych cieniutkich kapilarach słupek zabarwionej wody jest już bardzo wysoki, co dopiero w cieniutkich wiązkach przewodzących w liściach!




Najbardziej fascynującym tematem okazał się jednak kolor jesiennych liści. Większość barw jesieni jest w liściach cały czas, ale uwidoczniają się dopiero wtedy, gdy zanika produkcja chlorofilu, czyli zielonego barwnika. Jesienią, gdy światła jest coraz mniej drzewo przestaje inwestować swoje siły w utrzymanie liści, rozkłada chlorofil na proste związki, które są transportowane w głąb rośliny odzyskując w ten sposób cenne substancje odżywcze. Wtedy ujawnia się karoten (pomarańczowy) i ksantofil (żółty).


 Drzewa niekiedy produkują jesienią jeszcze jeden barwnik - antocyjan. W jakim celu? Drzewo chroni się w ten sposób przed szkodnikami. Np. mszyce niechętnie składają jaja w czerwonych drzewach. Poza tym antocyjan ogranicza dostęp światła słonecznego, które jest szkodliwe dla procesu wycofywania substancji odżywczych - działa jak krem z filtrem na ludzi. W każdym razie IM INTENSYWNIEJSZE KOLORY LIŚCI NA JESIEŃ - TYM ZDROWSZE DRZEWO NA WIOSNĘ!




I jeszcze jedna ciekawostka: jaki kolor ma chlorofil? Wszyscy jednogłośnie
powiedzą, że zielony i istotnie - widzimy go w świetle dziennym w takiej barwie, ponieważ substancja ta odbija fale zielonego światła. Jednak gdy zanurzymy postrzępione zielone liście w spirytusie, wyciągniemy z nich chlorofil i powstałą próbkę oświetlimy lampką UV okaże
się, że uzyskamy czerwono - różową barw!


Takie i inne tajemnice liści udało nam się odkryć na sobotnich zajęciach, a jeśli jesteście zainteresowani kolejnymi ciekawostkami, zapraszamy na naszą nową lekcję: "Drzewa naszych lasów". Obiecujemy: nie będzie nudno!




(AR fot. AR i Wtalis Szołtys)

poniedziałek, 21 września 2015

Lekcje dla najmłodszych

Nowy rok szkolny, nowe wyzwania i nowe pytania w sprawie lekcji muzealnych. Śpieszymy więc z małym kompendium wiedzy, który pozwoli Państwu rozeznać się w naszej ofercie edukacyjnej.





Od kilku lat specjalizujemy się w zajęciach dla najmłodszej grupy odbiorców. Nie to, ze rozmowa z młodzieżą i dorosłymi nastarcza nam problemów - jak wiadomo dotarcie do najmłodszego odbiorcy stanowi wyzwanie i wymaga od prowadzącego niekonwencjonalnych metod nauczania. Szczególnie, jeśli tematem jest sztuka... I właśnie tę SZTUKĘ udało nam się posiąść perfekcyjnie: na nasze zajęcia przyjeżdżają autokary przedszkolaków i uczniów szkół podstawowych z całego Śląska a nawet i z dalszych okolic.
Dla najmłodszych polecić możemy program "Dzieci w muzeum", w którym wykorzystujemy bardzo różne metody nauczania.
W Muzeum Górnośląskim wykorzystywane są m.in. przedstawienia muzyczne oraz piosenki-zagadki pozwalające na wyjaśnienie zagadnień malarskich. Czym jest krajobraz, pierwszy i drugi plan, perspektywa? Takie pytania pojawiają się już na zajęciach dla trzy-, czterolatków pt. „Kto się nie boi smoka?”. Dzieci poznają obraz Saturnina Świerzyńskiego „Widok Wawelu”, opowiadają o nim, a następnie przygotowują przedstawienie muzyczne inspirowane obrazem. Martwą naturę i zagadnienia związane z kolorem pomaga zrozumieć piosenka napisana do obrazu Zygmunta Waliszewskiego. Wysłuchanie utworu granego i śpiewanego na żywo łączy się każdorazowo z zadaniami – uzupełnianiem muzycznej zagadki, zapamiętywaniem opisu jabłka, ćwiczeniem malarskim. Dzięki takiemu zabiegowi prowadzący zyskują maksymalne zainteresowanie odbiorcy. 
 
Aktywne zdobywanie wiedzy i interdyscyplinarne podejście do tematu powoduje, że tego typu lekcje mają kilkakrotnie więcej odbiorców niż zajęcia o tematyce przyrodniczej, które są lepiej przyjmowane przez najmłodszych odbiorców. Dlatego w tym roku wprowadzone zostały lekcje muzyczno-przyrodnicze, podczas których powstał m.in. wideoklip o drapieżniku, o roli, jaką odgrywa on w środowisku. W tworzenie nagrania zaangażowane były już przedszkolaki.  
Proponowane tematy dla najmłodszych to: 
1. Kto się nie boi smoka? - inscenizacja do obrazu Saturnina Świerzyńskiego "Widok Wawelu"
2. Jabłuszko - zajęcia plastyczno - muzyczne do obrazu "Martwa natura z kotarą" Zygmunta Waliszewskiego. 
3. Kosmos - zajęcia plastyczne związane z barwą i budową wszechświata 
4. Drapieżnik - kto to taki? - zajęcia przyrodniczo - muzyczne
5. Prababcia modna - czyli wszystko o stroju 
6. Zajęcia etnograficzne związane z wybranymi obrzędami 
7. Obrazy malowane światłem i cieniem - czyli malowanie piaskiem na podświetlanym stole. 
Ponadto zapraszamy na wystawy czasowe: do końca września na wystawie archeologicznej, od grudnia zapoznawać będziemy z kompozytorem bytomskim Heinrichem Schulzem - Beutenem i sztuką współczesną. Więcej informacji pod numerem tel. 32 281 82 94 w. 127

Koszt zajęć - 30 złotych za całą grupę + bilet wstępu do muzeum (bilet grupowy 6 złotych od osoby, dzieci w wieku przedszkolnym nie płacą biletu wstępu).
Serdecznie zapraszamy. 

środa, 26 sierpnia 2015

wakacje na piasku

Ośnieżone góry, kwieciste łąki, zimne strumyki...
Naprawdę świetne miejsce na urlop. :)
Wakacje jeszcze trwają, chociaż można już znaleźć pierwsze zapowiedzi września - pojawiły się już reklamy zeszytów i tornistrów szkolnych. Jednakże Dział Edukacji stara się odegnać te wizje przyszłości i jeszcze przez chwilę skupić się na czymś przyjemnym. Nam w głowie wciąż tylko lato, wakacje, morze, plaża... No może nie do końca, ale to ostatnie jest całkiem osiągalne - piachu mamy bowiem pod dostatkiem. 
 

Po raz kolejny zapraszamy do Centrum Edukacji MGB na wakacyjne zajęcia z cyklu "Muzeoranek", tym razem już ostatnie. Nadchodząca sobota będzie poświęcona rysowaniem piaskiem, czy raczej "na piasku". Pamiętacie program "Mam Talent" i panią tworzącą piaskowe rysunki na podświetlanym stole? Wpadnijcie do nas zobaczyć jak się to robi oraz oczywiście spróbować swoich sił w tej niezwykle przyjemnej technice. To nic trudnego! :)
Dinozaur majestatycznie przeżuwający
liście, pterodaktyl akrobata oraz
gigantyczna, prehistoryczna biedronka.


Na podświetlonym stole wystarczy rozsypać niezbyt grubą warstwę piasku (najlepiej użyć do tego zwyczajnego sitka, wtedy piasek będzie rozłożony równomiernie i nie porobią nam się "kleksy" i smugi). Mając przygotowaną przestrzeń możemy zabrać się do rysowania. Oczywiście ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia. Możemy tworzyć rysunek po prostu rysując palcem na piasku, wtedy wszystko co narysujemy będzie ciemne (czyli piaskowe) a przy tym będzie miało jasne kontury. 


Dla ochłody: księżniczka Elsa i lodowy zamek.
 
Można również poeksperymentować z trochę trudniejszą, ale i bardziej efektowną metodą. Usuwając piasek z danego miejsca (np. przesuwając go za pomocą palca) uzyskujemy jasną przestrzeń, natomiast dosypując go (za pomocą sitka lub ręki) możemy obrazek w danym miejscu przyciemnić. W ten sposób nasza kompozycja będzie o wiele ciekawsza, bo rysowana nie tyle piaskiem, co właśnie światłem i cieniem. 
Tropikalna dżungla wykonana w dwóch
technikach: rysowania na piasku
oraz jego usuwania.
Nie zapominajmy również o narzędziach i własnych dłoniach! Mogą nam pomóc stworzyć niesamowite rzeczy! Np. grabki, które tworzą na piasku ząbkami równe kreski mogą być wykorzystane na różne sposoby. Będą się świetnie nadawać do robienia trawy czy płotu, ale mogą również stworzyć nam piękne morze, rzekę albo wodospad, a także pola, łąki i wzgórza. 

To co narysujemy i w jaki sposób zależy od nas samych. Do tej pory Dział Edukacji miał przyjemność oglądać już podwodny świat ryb i syren, egzotyczne zwierzęta tropikalne, miasta i wsie z całego świata, odległe galaktyki i wojny kosmiczne, rycerzy w nawiedzonych zamkach, bohaterów bajek takich jak "Kraina lodu" czy "Pingwiny z Madagaskaru" oraz niezliczoną ilość innych rzeczy. 

Pingwiny Szeregowy i Rico.
Podobieństwo jest uderzające!
Wszystkich którzy mają ochotę spróbować swoich sił w piaskowych rysunkach zapraszamy do naszych zajęć. Zapisy w Dziale Edukacji, wystarczy zadzwonić: (32) 281-82-94 w. 127. :) 

Zajęcia prowadzimy o godzinie 11.30 (dzieci) i 13.00 (młodzież). 

sobota, 8 sierpnia 2015

Homo Volans czyli Latający Człowiek

Wakacje to czas odpoczynku, ale i podróżowania, a świat można przemierzać lądem, wodą i oczywiście powietrzem. Nie jest przecież większym problemem zakupienie biletu na samolot, który zaniesie nas nawet na drugi koniec świata. Jak to jednak jest z tym lataniem? Na czym polega grawitacja i jak to się dzieje, że coś wznosi się nad ziemię i lata? Na pewno jest to dość obszerne zagadnienie, trudno bowiem mówić o lataniu bez odniesienia się do takiej nauki jak fizyka czy historia, ale możemy również wspomóc się paleontologią, ornitologią, entomologią, a nawet kulturoznawstwem! Jak to możliwe? Tego mogli dowiedzieć się uczestniczy naszych zajęć z cyklu o lataniu. Prowadził je nie kto inny a pracownik Działu Edukacji, Marek Ryś – autorytet w tej dziedzinie, autor licznych publikacji i wystaw (jego grafiki samolotów można znaleźć m.in. w Pentagonie).

Porównanie wielkości Argentavis Magnificens i człowieka.
Robi wrażenie!
W trakcie pierwszego spotkania dowiedzieliśmy się czym jest grawitacja i na czym polega. Poznaliśmy historię lotnictwa oraz zobaczyliśmy dowody na to, że ludzie od początku interesowali się lataniem. Jak zostało powiedziane wcześniej, nie zabrakło również wiedzy z zakresu paleontologi. Uczestnicy zajęć próbowali odpowiedzieć na pytania, czy pierwszymi latającymi stworzeniami na pewno były dinozaury (np. pterodaktyle) oraz czy kiedyś istniały ptaki tak ogromne, że byłyby w stanie unieść w powietrze człowieka (okazuje się, że tak! Ptaki z gatunku Argentavis Magnificens byłyby w stanie ro zrobić. Na szczęście żyły tak dawno temu, że nigdy nie spotkały się z żadnym człowiekiem). 


Rozmawiając o latających maszynach dowiedzieliśmy się, że wielką inspiracją dla projektantów były nie tylko ptaki, ale również owady (czy helikoptery nie przypominają wam ważek?), poznaliśmy historię samolotów oraz zobaczyliśmy jak dziwne kształty potrafiły przybierać (widzieliście kiedyś samolot w kształcie koła?). Próbowaliśmy również rozwiązać zagadkę, czy niepomalowany samolot lata szybciej od pomalowanego?

Zwieńczeniem zajęć były warsztaty robienia... samolocików z papieru. Kto by pomyślał, że ta prosta w gruncie rzeczy sztuka potrafi wywołać jeszcze aż takie emocje! W czasie składania kartek nie zabrakło więc rozważań nad konstrukcją tworzonych samolotów: który model będzie najlepszy? Czy dwa samoloty sklejone razem będą lecieć lepiej? Czy zagięcie skrzydeł w ten, a nie inny sposób zapewni nam zwycięstwo w konkursie na najdłuższy lot? No i jaką kategorię wybrać w konkursie, na najdłuższy lot czy może kategorię akrobatyczną? Emocji nie brakowało!

Całe warsztaty w jednym zdjęciu: projektowanie, składanie,
malowanie i crash testy :)
Nad przebiegiem konkursu czuwał oczywiście
nasz specjalista, Marek Ryś.

Balon braci Montgolfier.
Na drugich zajęciach z cyklu zajęliśmy się czymś pozornie całkowicie przeciwnym od latania - spadaniem! Tematem spotkania były bowiem balony i spadochrony. Zanim ludzie zbudowali pierwszy samolot potrafili już unosić się w powietrze za pomocą tzw. montgolfierów, czyli balonów na ogrzane powietrze, które wynaleźli bracia Montgolfier. W 1782 roku w przydomowym ogródku bracia wypuścili w powietrze balon o
objętości 18m³, który osiągnął wysokość 250 m. O wyczynie zaraz dowiedziała się Francuska Akademia Nauk. Dlatego też pół roku później, w 1783 roku zorganizowano pierwszy publiczny pokaz. Tym razem napełniono rozgrzanym powietrzem płócienny balon o średnicy 11,7 m i objętości 900 m³, który wzleciał na na wysokość 1600–2000 m, przeleciał 2 i pół kilometra oraz unosił się ponad 9 minut. Nie brzmi to może dzisiaj zbyt imponująco, ale pierwsze lody (a może raczej "loty"?) zostały przełamane i ludzkość mogła rozwiną skrzydła fantazji.

Pojawiły się balony napełniane wodorem, tzw. "charliery", które wynalazł Jacques Alexandre Cesar Charles. W 1783 Charles razem z Anne-Jean Robert wykonali pierwszy lot załogowy balonem na wodór (nie oznacza to jednak, ze byli pierwszymi Latającymi Ludźmi! Ich lot odbył się dziewięć dni po locie balonu na rozgrzane powietrze, z pierwszymi ochotnikami na pokładzie). Ośmieleni sukcesami ludzie eksperymentowali dalej. W ich efekcie w 1785 r. odbył się pierwszy lot balonem przez kanał La Manche. Nie brakowało
Podobizna małżonków Jean-Pierre i SophieBlanchard,
oczywiście z balonem w tle :)
jednak i błędów (takich jak nie najlepszy pomysł połączenia dwóch znanych typów balonów, by powstał balon na podgrzany wodór. Powiemy krótko: nie było fajnie. Pomysłodawca tego nieszczęśliwego połączenia, Jean-Francois de Roziera, stał się tym samym nie tylko pionierem baloniarstwa, ale i pierwszą ofiarą lotnictwa). Historia baloniarstwa zna też kobiety. Pierwszą latającą kobietą była Sophie Blanchard, żona Jean-Pierre Blancharda, tego samego który razem z Johnem Jeffriesem przeleciał nad kanałem La Manche. 

Uczestnicy wykładu dowiedzieli się również, że pierwsze balony szybko zaczęto wykorzystywać w wojsku - okazały się bowiem niezwykle przydatne do obserwacji poczynań wroga na polu bitwy. Nic dziwnego że równie szybko zaczęto konstruować pierwsze "działa przeciwlotnicze". Marek Ryś zapoznał nas także z historią sterowców (balon był bowiem całkowicie bezradny wobec podmuchów wiatru i poruszał się w powietrzu całkowicie bezwolnie. Sterowce unosiły się w powietrzu w ten sam sposób co balony, ale ich załoga mogła sama decydować w którą stronę chce polecieć, bez względu na podmuchy wiatru). 

Latanie niesie jednak ryzyko upadku z dużej wysokości. Ratunkiem od tragicznego końca jest wiec dla lotników spadochron. Czy wiecie jednak, ze pierwsze spadochrony wymyślono ZANIM powstał pierwszy balon, sterowiec i samolot? Najstarszy wizerunek spadochronu pochodzi z roku 1470! Projektował je również Leonardo da Vinci. Dlatego choć może to dziwić pierwszym Homo Volantis (czyli Latającym Człowiekiem) został nie lotnik, ale spadochroniarz. Był nim Fausto Veranzio z Wenecji, który w 1595 roku podobno skoczył z Bazyliki św. Marka i bezpiecznie wylądował.
Pierwszy Homo Volantis - Fausto Veranzio.
Jak widać jego spadochron nie przypomina
tych, które używane są dzisiaj.

Nic więc dziwnego, że warsztaty tym razem dotyczyły robienia spadochronów. Bez paniki! Lotnicy byli odpowiednio przeszkoleni oraz wyposażeni w gogle ochronne. Podobnie jak za pierwszym razem tak i teraz nie zabrakło dylematów: jaki rodzaj spadochronu wybrać? Czy wielkość spadochronu i długość sznurka wpłynie na jakość spadochronu? No i w jaki sposób umieścić w spadochronie konia? (sensownym rozwiązaniem wydawało się przywiązanie każdej nogi do każdego sznurka spadochronu).  Maskotki odbywały skoki z poręczy schodów na klatce schodowej naszego muzeum. I tym razem rywalizacja była zażarta. W trójce najlepszych spadochroniarzy w kategorii najdłuższego lotu znaleźli się: Mateusz z wynikiem 6.69, a zaraz za nim Szymon i Wiktor kolejno z z czasem 6.60 i 5.55. W kategorii spadochronów desantowych z najniższym czasem spadania wygrała Ula (2.90), a za nią drugie miejsce zajął Sylwester oraz reprezentująca Dział Edukacji misia Gertruda (3.00). :)

Piotruś w goglach już jest gotowy do lotu.

wtorek, 14 lipca 2015

Ceramika na cztery łapy

Jak zachęcić najmłodszych do poznawania historii ceramiki? Pozwólcie im robić filmy na bazie interesujących was tematów. I może się okazać, że wyjdą z tego takie dzieła, jak na naszych warsztatach Mediokreatora. Lemon i Bonzo na wystawie Pani Iwony Mohl "Arcydzieła ceramiki polskiej od XVIII do XXI wieku". Wyobraźnia nie ma granic.


Ceramika na cztary łapy from Edukacja MGB on Vimeo.

czwartek, 9 lipca 2015

Wakacyjny konkurs artbookowy


Kochamy książki we wszystkich formach: tradycyjne, elektroniczne czytane na czytnikach, białe kruki czy  powszechnie dostępne egzemplarze - rodzaj nie ma znaczenia. I pracujemy nad tym, aby nasza miłością do "innych wymiarów rzeczywistości" zarazić jak największą ilość młodych ludzi. A początek wakacji i nadmiar wolnego czasu jak najbardziej tym planom sprzyja. Tym razem wybraliśmy niecodzienna formę publikacji: artbooki.




Wróciliśmy mentalnie do czasów, kiedy książka była  unikatowa i  traktowana była jak dzieło sztuki. Ręcznie wykonane ilustracje, pozłacane bordiury, ozdobne pismo...  tradycja średniowieczna zainspirowała nas do stworzenia współczesnej książki w 100% wykonanej przez nas samych. Do tworzenia wykorzystaliśmy malarskie plamy i historię Schulza-Beutena, XIX wiecznego kompozytora pochodzącego z Bytomia. 









Heinrich Schulz urodził się w 1838 roku w Bytomiu, w rodzinie o bogatych tradycjach aptekarskich. Dziadek chłopca - Samuel Schulz, późniejszy burmistrz miasta - założył w Bytomiu w 1804 roku pierwszą aptekę. Nazywała się ona "Adlerapotheke" czyli apteka "Pod Orłem" i mieściła się na rynku (obecnie Rynek 24). To właśnie w pokojach na piętrze przyszedł na świat młody kompozytor, tu mieszkał przez pierwszych dziesięć lat wychowywany w dużej mierze przez  babcię, tu pobierał pierwsze nauki gry na fortepianie. Ponieważ w domach dziadków i rodziców wiele muzykowano, szybko ujawniły się pianistyczne uzdolnienia chłopca.


Oprócz zdolności muzycznych wykazywał od najmłodszych lat duży talent malarski. Te umiejętności odziedziczył zapewne po matce. Ojciec chłopca był również farmaceutą prowadzącym  własną aptekę w Mysłowicach. Jednak to właśnie bytomski rynek i dom dziadków był dla młodego Heinricha "najważniejszym miejscem na świecie", tak istotnym, że pomimo iż od dziesiątego roku życia już nie mieszkał w Bytomiu i nigdy tu nie powrócił, dodał do swojego nazwiska nazwę tego miasta, dlatego znamy go jako Heinricha Schulza-Beuthena - kompozytora z Bytomia.

W tym roku przypada setna rocznica śmierci artysty, dlatego w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu planujemy wystawę przypominającą jego życie i twórczość. W związku z wystawą zorganizowaliśmy "Wakacyjny konkurs artbookowy". Prace osób lub grup, które wykonają najciekawsze książki artystyczne inspirowane życiem bytomskiego kompozytora, zostaną zaprezentowane na ekspozycji pod koniec roku. Nie wprowadzamy żadnych limitów wiekowych, mogą to być dzieła indywidualne lub zbiorowe wykonane dowolna techniką.



Podczas warsztatów wprowadzających stworzyliśmy wspólnie artbooka, odtwarzając atmosferę z czterech ważnych dla Schulza miejsc w Bytomiu:
  • Rynku, po którym biegał i który oglądał z okna pokoju. Za czasów Schulza stał tam po lewej stronie stary ratusz i studnia, a także rozkładano liczne stragany na brukowanym placu
  • Wnętrze apteki dziadka. Dla młodego chłopca musiało się ono wydawać bardzo tajemniczym miejscem pełnym nie tylko zapachów leków zamkniętych w szklanych butelkach, aromatycznych ziół, ale również słodyczy, czekolady, win i ogromnej ilości niezwykłych przedmiotów do mieszania składników....
  • Pokój muzyczny, w którym koncertowali m.in. rodzice Heinricha grając na fortepianie na cztery ręce. Świat dźwięków i emocji.
  • Pracownia malarska mamy, pod której okiem uczył się rysunku, poznawał świat barw i obrazów.
Z plam wykonanych techniką akwarelową wyczarowaliśmy czarnymi piórkami postacie, przedmioty. Pierwsza książka o Schulzu-Beutenie gotowa! Teraz czekamy na wasze dzieła. Prace zbieramy do końca września.






poniedziałek, 22 czerwca 2015

Obraz a słowo


Każdy ma taki świat, jaki widzą jego oczy 
 Jose Saramago

Właśnie: dlaczego to takie ważne? Opis obrazu pojawiał się już na testach gimnazjalnych, ba! - natrafiamy na niego na egzaminach po szkole podstawowej a teraz pomysł na obligatoryjny opis dzieła sztuki podczas matury... Pokusić by się można o jakąś teorię spiskową lub przynajmniej zrzucić winę na nudę w ministerstwie, która z marzeń o satysfakcjonującej premii niejedno potrafi wyczarować. Ale nie tym razem!

Czy zastanawialiście się kiedyś nad głównym sposobem, w jaki odbieramy świat? Dla ludzi o sprawnych wszystkich zmysłach najważniejszy jest WZROK. To właśnie dzięki obrazom poznajemy świat, orientujemy się w sytuacji, to one wpływają na naszą świadomość, kształtują światopogląd, a nawet mają dostęp do podświadomości! Mało tego, nie tylko postrzegamy obrazy, ale również jesteśmy przez innych odbierani jako ... obraz, uczestniczymy zawsze w tworzeniu jakiegoś wizerunku. Obrazy są przez nas odbierane intuicyjnie - wiedzą o tym specjaliści od reklamy, dlatego tak prężnie rozwija się branża manipulująca naszymi potrzebami za pomocą obrazów. Problem polega bowiem na tym, że mechanizm widzenia nie do końca jest przez nas kontrolowany...

Czy przyglądaliście się kiedyś obrazom z początku XIX wieku? Jest na nich coś, co uwielbia przeciętny odbiorca. Myślę o dokładnym rysunku, precyzyjnych miękkich linach ograniczających kolor, wielu detalach, bogactwie szczegółów. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy zauważymy, że nie jesteśmy w stanie dostrzec tylu szczegółów jednocześnie i wysiłek malarza nie idzie na marne tylko wtedy, gdy poświecimy analizie i obserwacji bardzo dużo czasu. A skoro umykają nam takie techniczne detale, cóż dopiero jest z kontekstami. To nasz mózg wybiera informacje, decyduje co jest ważne. I jeśli nie nauczymy go, na co mamy zwracać uwagę, które informacje są istotne, będzie nam podsuwał fragmenty, które uzna za stosowne, nie łącząc ich zbytnio w całość. Dlatego tak ważne jest dla nas, abyśmy nauczyli  nasz mózg wybierać istotne informacje, które posłużą nam w rozumieniu otaczającego nas świata i pomogą w komunikowaniu się za pomocą obrazu.

Prowadząc zajęcia w Galerii Malarstwa Polskiego staramy się zwrócić uwagę na fakt, że obrazy dają nam nie tylko poczucie piękna, wyrabiają nasz gust estetyczny, ale przede wszystkim są zapisem swoistej historii widzenia, uczą uważności, rozumienia tego, co widzimy, a przez to używania środków, które niesie ze sobą wybrany przez nas przekaz. Umiejętności te możemy wykorzystać nie tylko tworząc malowidła czy inne artefakty kultury - te same zasady rządzą w życiu codziennym. Idąc na rozmowę kwalifikacyjną jesteśmy dla pracodawcy pewnym obrazem, który daje mu informacje istotne przy podejmowaniu ostatecznej decyzji. Patrząc na reklamy telewizyjne, bilbordy, fotografie jesteśmy w stanie zauważyć te same techniki świadomie wykorzystane przez twórców. I tylko od nas zależy, czy przekaz odbierzemy świadomie i na bazie tego podejmiemy decyzję o naszym postępowaniu, czy trafi on tylko do naszej podświadomości, a ta zadziała w sposób schematyczny bez naszego udziału. To tylko niektóre z praktycznych przykładów.
Pewne jest, że całą wiedzę płynącą z historii sztuki wykorzystujemy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Śledząc obrazy z różnych epok uświadamiamy sobie, jak uczyliśmy się, jako gatunek ludzki, postrzegać świat, jak zmieniały się nasze gusta,  poglądy. A skoro żyjemy w świecie obrazów, ta nauka jest dla nas najbardziej istotna i powinna należeć do kanonu podstawowego edukacji.



Z radością przyjęliśmy więc fakt, że nasz konkurs Obraz a słowo.Literacki opis dzieła malarskiego, zyskał tak duża popularność wśród młodzieży, a poziom nadsyłanych prac jest imponujący. Co roku typujemy inne dzieło z kolekcji Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. Najlepsze prace drukujemy w publikacji pokonkursowej, nagradzamy statuetkami Gęsie Pióro. Wśród nagrodzonych prac są różne formy literackie: eseje, opowiadania, wiersze, listy, dzienniki... A zachwyca nas przede wszystkim wielość spojrzeń na to samo dzieło. Niejednokrotnie zdarza się, że to właśnie młodzi ludzie podpowiadają nam świeże, nowe interpretacje, zwracają nam uwagę na detale, pokazują nowe tropy, patrzą na dzieło z zupełnie nowej perspektywy. Z myślą o popularyzacji tej dyscypliny wiedzy postanowiliśmy stworzyć stronę internetową konkursu (będącą jednocześnie podstroną naszej strony muzealnej www.muzeum.bytom.pl/edukacja) na której znajdziecie Państwo nie tylko publikacje pokonkursowe, filmy zrealizowane na motywach prac nadesłanych przez uczestników, ale również praktyczne porady. Strona ruszy lipcu a już teraz wszystkich zapraszamy do udziału w XII edycji konkursu. Tym razem opisywać będziemy obraz Mariana Konarskiego Noc w przenośniach. Życzymy powodzenia, prace zbieramy do połowy lutego 2016 roku. Tym, którym nie uda się dostać do ścisłego finału z pewnością zostanie rozbudzona wrażliwość i świadomość  - a to rzecz niezbędna we współczesnym świecie obrazów. Świecie, w którym żyjemy!