poniedziałek, 22 grudnia 2014

Wielki Pokaz Filmowy

Prezentacja twórców filmu "Muzealne tańce plemienne"

Tłumy rozentuzjazmowanych młodych twórców zjawiły się w naszej świetlicy muzealnej na pokazie przedpremierowym filmów, zrealizowanych podczas warsztatów MUZeum MUZycznie. Emocje - ogromne: my byliśmy ciekawi, jak ocenią efekt swojej pracy po procesie postprodukcyjnym uczestnicy warsztatów, oni sami nie mogli się doczekać efektu finalnego.


Gromkie oklaski


Istotnym elementem okazała się prezentacja filmu podsumowującego cały projekt. Dzięki niemu poszczególne grupy mogły zobaczyć, co robili ich koledzy. Były filmy piaskowe, aktorsko - animowane, nowe aranżacje starych ludowych pieśni i tańce plemienne.







Gromkim oklaskom towarzyszyła radość samych artystów, którzy z lekkim niedowierzaniem patrzyli
na imponujące efekty. Cóż, najtrudniej jest uwierzyć w samego siebie. Teraz czekamy tylko na oficjalną premierę płyty, ale o efekty już możemy być pewni!

Dla niecierpliwych mamy małą niespodziankę: "Zima" Antonio Vivaldiego (cz.II) w animacji gimnazjalistów z Gimnazjum nr 9 w Bytomiu.

Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku od całego zespołu Działu Edukacji Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.
I do zobaczenia w Nowym Roku!




Zima from Edukacja MGB on Vimeo.

sobota, 6 grudnia 2014

Mikołaj już nadchodzi!

Ledwo co mieliśmy święto Górników i św. Barbary, a tu już nowa okazja do radowania się, zwłaszcza jeśli jest się dzieckiem. Dzień 6 grudnia tradycyjnie jest bowiem uznawany za dzień św. Mikołaja, a to oczywiście oznacza jedno – prezenty! Jednak nie zawsze wszystko było takie jak dzisiaj.

przepytywanie z pacierza
Dawniej św. Mikołaj w ogóle nie przypominał dobrodusznego brodacza w czarownym kubraczku z reklam CocaColi. Św. Mikołaj przemierzał wsie i miasta ubrany w długie, białe lub czerwone szaty, biskupią czapkę i specjalną maskę określaną mianem larwy (żeby oczywiście nikt nie poznał świętego). Wyposażony był nie tylko w worek z prezentami, ale również w laskę lub pastorał, którą pukał do okien domów gdzie mieszkały małe dzieci, dając tym samym znać o swoje obecności. A jego wizyta nie zawsze była przyjemnością, oj, nie zawsze! Przepytywał dzieci i dorosłych z pacierza, a nagradzał tylko grzecznych i dobrych domowników – tym trafiały się w prezencie zabawki, owoce i słodycze. Natomiast te dzieci, które nie wykazały się wiedzą, a do tego były krnąbrne i niegrzeczne czekała w najlepszym wypadku rózga, a gorszym nawet chłosta! Nic dziwnego, że dzień ten budził postrach wśród wszystkich dzieci.

Kolejną różnicą między dawnym a współczesnym św. Mikołajem są jego towarzysze. Obecnie każde dziecko wie, że św. Mikołajowi towarzyszą zaprzężone do sań renifery, a zabawki produkują grupy elfów. W danych czasach Mikołajowi zdarzało się wędrować samotnie, ale najczęściej jednak miał do towarzystwa anioła oraz diabła. Zdarzało się nawet, że takich pomocników mogło być więcej, od kilkunastu do nawet czterdziestu, tak jak bywało w Istebnej i Koniakowie po drugiej wojnie światowej. Tam w pochodzie św. Mikołaja znajdywały się nie tylko diabły wyposażone w ukręcone ze słomy baty, ale również biedny żaczek w półciennej koszuli i nietypowy niedźwiedź mający na sobie bluzę i spodnie uszyte z baraniego futra. Wśród towarzyszy Mikołaja mogli się również znaleźć ksiądz z ministrantami, Cyganie, medula prowadzący niedźwiedzia, Żyd, doktor, kominiarz, baba (na swój sposób genderowa, bo nie prawdziwa a tylko przebrana) a nawet śmierć. Taka grupa nie tylko wędrowała od domu do domu rozdając prezenty, ale także wygłaszała oracje, zbierała datki, płatała figle, a nawet pozwalała sobie na odwiedziny u młodych, niezamężnych dziewcząt.
towarzysze św. Mikołaja

Jednakże św. Mikołaj opiekował się nie tylko dziećmi. Był on patronem wielu ciekawych profesji i zawodów (m.in. bednarzy, kupców, notariuszy i młynarzy, ale również wytwórców guzików, cukierników czy sprzedawców perfum), ale miał w swojej opiece również zwierzęta domowe. Wierzono, że do świętego można się zwrócić w każdej potrzebie gospodarskiej, a jego moc była naprawdę duża – potrafił nawet ochronić zwierzęta przed wilkami. Dlatego też na Śląsku chłopi pilnowali, żeby nie wykorzystywać bydła do żadnych prac w obejściu w dniu św. Mikołaja, a w stajniach, oborach i zagrodach wieszali miniaturowe wizerunki świętego, by miał oko na wszystkie zwierzęta.

Co ciekawe jeszcze na początku XIX wieku do powszechnego zwyczaju należało składanie św. Mikołajowi darów w kościołach, chcąc uzyskać jego opiekę nad żywym dobytkiem. W tym celu przynoszono do świątyń głównie kury i gęsi, jednakże hałas, jaki wykonywały ptaki w kościołach był tak ogromny, że ostatecznie zaniechano tego zwyczaju, mimo iż w Lublińcu czy Kędzierzynie praktykowano go dość długo. 

Dlatego jeśli spotkacie dziś orszak dziwnych postaci nie uciekajcie – być może prawdziwy święty Mikołaj powrócił do miasta.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Muzyczna podróż dookoła świata


Mamy dla Was wspaniałą wiadomość! Muzyka obecna jest we WSZYTSKICH kulturach świata! Czyż to nie cudowne? W każdym miejscu na świecie możecie usłyszeć muzykę, odczuć zawarte w niej emocje, a jeśli jesteście muzykami – znaleźć robotę :)






Oczywiście w każdym zakątku świata muzyka jest nieco inna, a muzyczna różnorodność kultur jest równie zadziwiająca, jak różnorodność ludzka w ogóle. Podczas etnograficznej części projektu Muzeum Muzycznie – organizowanego przez Śląskie Towarzystwo Muzyczne we współpracy z edukatorami Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu w ramach Akademii Orange – skupiliśmy się nie tylko na egzotycznej muzyce charakterystycznej dla najodleglejszych zakątków świata, ale także na rodzimej muzyce ludowej.
Wszystko jednak wyjaśnimy po kolei. Nasze etnograficzno-muzyczne spotkania rozpoczął wspaniały koncert Lorien Trio, czyli niezwykłych pań potrafiących ujarzmić takie instrumenty, jak flet, altówka i harfa. Nasze utalentowane artystki wraz z próbującą swych sił jedynie w grze na instrumentach chirurgicznych, przedstawicielką Działu Edukacji MGB zabrały uczestników spotkania w podróż dookoła świata. Zanim jednak muzycznie odwiedziliśmy dalekie krainy, konieczne było ustalenie skąd w ogóle wzięła się muzyka i do czego ludziom może służyć.
 Okazało się, że  dla uczestników warsztatów takie pytania to nie pierwszyzna i z niemal niezachwianą pewnością umieścili początki muzyki w prehistorii, jako próby naśladownictwa świata przyrody – śpiewu ptaków, odgłosów zwierząt, a nawet rytmu własnego ciała. To tylko jedna z hipotez, ale nie można odmówić jej pewnej dozy prawdopodobieństwa. Rozwój cywilizacyjny człowieka popchnął do przodu także kwestię muzyki – powstawały instrumenty, nowe techniki śpiewu, gry i tańca, skale, a nawet teoria muzyki. O tym opowiedzieliśmy sobie w dużym skrócie, by szybko zwrócić się ku funkcjom muzyki w kulturze. W odpowiedzi na to pytanie, nie trzeba było posiadać bardzo rozbudowanej wiedzy teoretycznej, wystarczyło tylko zastanowić się, jakie funkcje muzyka ma dla nas na co dzień.
Oczywista zatem stała się funkcja wyrażania emocji, czy symbolicznej reprezentacji pewnych myśli i idei. Bezdyskusyjna była także funkcja rozrywkowa, komunikacyjna oraz integrująca grupę. Troszkę więcej zastanowienia wymagało od nas odkrycie funkcji rytualnej oraz wzmagającej stabilność i kontynuację kultury. Podsumowując, udało nam się określić naprawdę wiele funkcji muzyki i lepiej zrozumieć, jak wielką rolę odgrywa ona w życiu indywidualnym i zbiorowym.
Teraz przyszedł czas na podróż, która zaczęła się w kolebce człowieka, czyli Afryce. Rozpoczynając muzyczną przygodę od najbardziej egzotycznych przykładów muzycznych, chcieliśmy pokazać naszym uczestnikom silne związki muzyki z życiem społecznym oraz jej bardzo pragmatyczne przeznaczenie. Rytmy wybijane na afrykańskich bębnach, takich jak dundun czy djembe, wygrywane na balafonach, korach oraz zanzach, oprócz towarzyszenia wszelkim społecznym uroczystościom, mają także moc uwodzenia, dodawania siły mężczyznom, uzdrawiania, zapewniania wojennego (i nie tylko), sukcesu i wiele, wiele innych.
Nikogo zatem nie zdziwił już fakt, że afrykańscy muzycy zwani griotami są bardzo ważną grupą zawodową, która zajmuje się nie tylko perfekcyjną grą na wyżej wymienionych instrumentach, ale także dogłębną znajomością historii Afryki Zachodniej, genealogii poszczególnych rodów oraz wybitnym talentem oratorsko-mediatorskim. Z Afryki powróciliśmy na chwilę do domu, by zaczerpnąć tchu i oddać głos naszemu wspaniałemu Lorien Trio. Na początku zabrzmiała „Suita ludowa” – utwór harfistki Agnieszki Kaczmarek-Bialic, zainspirowany polskimi melodiami ludowymi. Ten niezwykły utwór pokazał naszym uczestnikom, jak wielką narracyjną moc może mieć muzyka, albowiem opowieść o zatraceniu się pasterki w tańcu, jej zaginięciu i szczęśliwym odnalezieniu, zapisana została jedynie za pomocą dźwięków! Jedyną podpowiedzą pobudzającą naszą wyobraźnię, były tytułu poszczególnych części utworu: „Z tego wirowania”, „Zginęła nam pastereczka” i „Łapcie ją”. Następnie nasze utalentowane panie zabrały wszystkich w podróż do dalekiej Japonii – wysłuchaliśmy zaśpiewanej (po japońsku!) oraz zatańczonej przez flecistkę japońskiej pieśni ludowej – „Sakury”, towarzyszącej japońskiemu świętu kwitnącej wiśni, o którym także dowiedzieliśmy się co nieco.
Japonia tak bardzo nam się spodobała, że zostaliśmy w niej jeszcze na chwilę, słuchając jeszcze jednego japońskiego utworu pt. „Na plaży”. Jego pogodny nastrój posłużył jako pomost do przeniesienia się do Włoch i ponownego uruchomienia wyobraźni… Widzicie to wspaniałe słoneczne popołudnie spędzone w miłej kawiarni na zalanym słońcem placu jakiegoś włoskiego miasteczka? Tak działa radosna muzyka Francesco Molino! Z Włoch szybko przemknęliśmy do Anglii, by posłuchać cudownego „Greensleves” wykonywanego na flecie prostym oraz do Irlandii, gdzie poznaliśmy mały irlandzki flecik i wykonywaną na nim charakterystyczną muzykę taneczną, z wciąż zmieniającym się akompaniamentem – a to nowe harmonie na harfie, a to nowe sposoby wydobywania dźwięku na altówce (pizzicato i col legno, czyli szarpanie strun palcami prawej ręki zamiast grania smyczkiem oraz granie drzewcem smyczka zamiast jego włosiem). Z wysp, przez kanał La Manche powróciliśmy na kontynent, by rozpłynąć się w wyrafinowanych dźwiękach sonaty Claude’a Debussy’ego. Bez tego wybitnego kompozytora pewnie nie zaistniałoby takie trio, jak nasze wspaniałe Lorien Trio. To właśnie w głowie Debussy’ego powstał ten niezwykły pomysł, by zestawić ze sobą trzy tak różne instrumenty, jak flet, altówka i harfa. Ostatnim naszym przystankiem w tej niezwykłej podróży była słoneczna Hiszpania reprezentowana przez wirtuozowski „Taniec ognia” Manuela de Falli na harfę solo. To była naprawdę cudowna podróż w krainę dźwięków, a czas minął nam zdecydowanie za szybko. Było to wspaniałe i odprężające doświadczenie pozwalające naszym uczestnikom zebrać siły przed tym, co czekało na nich na kolejnych warsztatach. Zanim jednak nasi uczestnicy rozpoczęli ciężką pracę nad dwoma etnograficzno-muzycznymi projektami mieli okazję z bliska obejrzeć instrumenty, zadać wszelkie nurtujące ich muzyczne pytania, a nawet spróbować swoich sił w grze na harfie, altówce czy flecie. Dziękujemy za ten magiczny czas!

poniedziałek, 24 listopada 2014

Obrazowanie w muzyce - obrazowanie w malarstwie


Kolejny koncert w ramach MUZeum MUZycznie dotyczył obrazowania. Czy muzyka może tworzyć obrazy, czy narzuca nam określone widzenie, odbiór świata? I w końcu czy są punkty wspólne w kompozycjach malarskich i muzycznych - na te pytania przede wszystkim staraliśmy się odpowiedzieć podczas pierwszego spotkania z najstarszą grupą młodzieży.


 W klimat wprowadziły nas dzieła z Galerii Malarstwa Polskiego. Porównaliśmy dwa sposoby malowania: linearny, korzystający z wyraźnych lub miękkich konturów, dbający o detale i malarski operujący plamą barwną. Analizę porównawczą dokonaliśmy na przykładzie portretów Jana Chrzciciela Lampiego i romantycznego "Portretu Żyda" Piotra Michałowskiego.


 Żaden z prezentowanych obrazów nie mogliśmy uznać za lepszy lub gorszy - są to dwa alternatywne
sposoby pokazywania rzeczywistości, jeden dokładny, niemal fotograficzny, drugi emocjonalny, mówiący bardziej o stanie psychicznym, emocjach towarzyszących działaniu. Wybór określonej kompozycji, tonacji kolorystycznej również okazał się istotny w odczytaniu informacji zawartej w obrazie. Technika jest więc narzędziem, za pomocą którego przekazujemy pewne treści. A skoro barwa może oddać klimat i emocje sceny, czy tego typu obrazowanie możliwe jest do odtworzenia za pomocą dźwięków?
W tę tematykę wprowadzili nas muzycy przybliżając nam muzykę ilustracyjną. Choć muzyka ilustracyjna czy programowa jest zaledwie częścią muzycznego świata, stanowi wdzięczny temat i dobry początek dla mniej zaawansowanych słuchaczy, dając im dobry punkt zaczepienia dla wyobraźni i ucha.
Trudno też wyobrazić sobie bardziej wszechstronne jej zastosowanie niż u Vivaldiego, a szczególnie w jego najsłynniejszych koncertach skrzypcowych z cyklu Cztery pory roku. Gdy Vivaldi pisał swoje op.8, nurt muzyki ilustracyjnej był już ugruntowany, mnóstwo utworów tego typu powstało, przyczyniając się do wypróbowania wielu sposobów oddawania za pomocą dźwięków odgłosów natury, czy wręcz dźwiękowego malowania obrazów. I choć umownie - podążając za słowami Nicolausa Harnocourta - określamy muzykę powstałą do około 1800 roku jako mówiącą, a późniejszą jako malującą, można powiedzieć, że wspomniane utwory Vivaldiego wyzyskują wszystkie możliwości, jakie daje muzyka tego rodzaju.
Cztery pory roku mówią i malują - są zaopatrzone w Sonety , kreślące nastrój i treść poszczególnych części, mamy mnóstwo prostego naśladownictwa, jak śpiew ptaków w Wiośnie, burza i błyskawice, szczekanie psa; mamy też wiele dyskretniejszego oddania dźwiękami zjawisk przyrody czy wręcz obrazów - takich jak Pasterza na łące z wiernym psem u boku, Snu pijanych w Jesieni czy mroźnego pejzażu zimowego z łyżwiarzem kręcącym ósemki na lodzie. Wszystkie te motywy - mniej lub bardziej wyraziste - zostały zaprezentowane słuchaczom przez muzyków - tak, by łatwiej można je było zidentyfikować podczas całego wykonania utworu. Muzyce Vivaldiego towarzyszyły obrazy Breugla i Van Gogha związane tematycznie z naprzemiennymi cyklami odradzania się natury i przypisanymi do nich ludzkimi aktywnościami. Do innego świata wyobraźni dźwiękowej przeniosła nas pewnego rodzaju ciekawostka - czyli Hexen
Menuett Józefa Haydna. Sam Haydn nieczęsto nadawał tytuły swoim utworom, wiele z nich zostało przypisanych, czy też niejako nadanych przez odbiorców tak jak w przypadku np. części kwartetów smyczkowych - Kwartet żabi, Brzytwa, Kwartet jeździecki, Pali się albo Raban w Wiedniu ( to na określenie wyjątkowo żywiołowego finału jednego z kwartetów). Często jednak tytuły te mają swoje uzasadnienie w muzyce i tak też jest w tym przedziwnym Menucie - zbudowanym w formie kanonu z jednej tylko melodii - zdwajanej w oktawach najpierw przez pierwsze i drugie skrzypce, następnie przez altówkę i wiolonczelę. Drapieżność linii melodycznej, napięcia harmoniczne, kontrastująca część środkowa - trio - która też za chwilę zmienia się w rodzaj dzikiego tańca - wszystko to posłużyło do odniesienia tego utwory do Sabatu czarownic  Goi, zaliczanego do Pintura negra czyli Czarnych obrazów powstałych pod koniec życia artysty.
Zarówno prezentowane utwory, jak i przywoływane obrazy posłużyły do rozważań na temat analogii i różnic pomiędzy obrazowaniem przy pomocy dźwięków a tworzeniem obrazów w malarstwie, demonstrowania zasad kompozycji i specyficznych pojęć muzycznych stosowanych w malarstwie takich jak na przykład dominanta.

środa, 22 października 2014

Koncert - Śpiew Ptaków

 Czy przyroda i muzyka mają ze sobą coś wspólnego? - takie pytanie było punktem wyjścia koncerto -warsztatów prowadzonych na wystawie przyrodniczej Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu przez Śląskie Towarzystwo Muzyczne oraz tutejszy Dział Edukacji. Program realizowany jest w ramach Fundacji Orange. Jak się okazało, wspólny język, a raczej śpiew, udało się znaleźć. Jak się dowiedzieliśmy, muzyka jest mową dźwięków, wyraża to, co słowami nie da się ująć - dla ptaków natomiast jest ona jedynym znanym im językiem, za pomocą którego komunikują się ze światem. Czyżby zatem ptaki wybrały bogatszą formę porozumiewania się? Co zatem za pomocą muzyki jesteśmy w stanie przekazać?

W świat muzyki wprowadzili nas profesjonalni muzycy: pani altowiolistka i klawesynistka. Utwór Francoisa Couperina rozbrzmiewał na sali wystawowej wprowadzając niecodzienną atmosferę i przekonując nas jednocześnie, że muzyka klawesynowa może zachwycać. "Kukułka" Louisa Daquina udowodniła nam, że muzycy graniem na instrumentach potrafią naśladować ptaki. Zabawa w naśladowanie różnych odgłosów natury przeciągnęła się, dzięki pomocy pani altowiolistki - tryle, trzepoty skrzydeł, szum wiatru, błyskawice, odgłosy burzy, szczekanie psa... to wszystko odczytaliśmy z fragmentów utworów m.in. Vivaldiego. Dużym wyzwaniem okazało się dla muzyków zadanie, jakie przed nimi postawiliśmy: czy potrafią naśladować głos ptaka bąka, który niesie się na odległość 3 - 4 kilometrów i jest podobny do niskiego buczenia i czy zmylą nas naśladując słowika - podróżniczka wysokimi trylami?
Nasze zaskoczenie było ogromne: instrumenty swoja budową przypominają bowiem aparaty głosowe ptaków, palce muzyków są sprawne i potrafią uderzać w klawisze z ogromną prędkością (tak jak u słowika słyszymy 3 nutki, choć wydobywa z siebie 5). Największym zaskoczeniem był dla nas jednak głos bąka grany..... na rurze od odkurzacza!
Ptaki za pomocą śpiewu przekazują sobie różne informacje i emocje: zaznaczają swój teren, reklamują się potencjalnym partnerką, ostrzegają współbraci o nadciągającym niebezpieczeństwie i rozpoznają się na wzajem (rodzice zawsze odnajdą swoje młode w skupisku głosów całej ptasiej chmary). Takie informacje udało nam się odczytać również z utworów muzycznych: "Zakochany słowik", "Spłoszona makolągwa". Co najważniejsze muzycy pokazali nam, jak użycie odpowiedniego tempa, tonacji, wysokości dźwięku wpływa na przekaz.
Przy okazji poznaliśmy historię klawesynu - instrumentu, który towarzyszył nam przez cały koncert. Nie wszyscy wiedzieli, że jest on przodkiem fortepianu, w XIX wieku został całkowicie zapomniany aż do momentu, gdy Wanda Landowska postanowiła spełnić swoje dziecięce marzenie i zagrać utwór na zrekonstruowanym instrumencie. Poznaliśmy również budowę klawesynu (najciekawsze okazały się drewniane "skoczki", wyposażone w piórka, które szarpią struny w instrumencie; niegdyś wykonywano je z piór ptasich).
Dlaczego i co ptaki śpiewają już wiemy, pora się dowiedzieć jak słyszą. Nad tym zagadnieniem głowili się ornitolodzy, próbowali odgadnąć biolodzy, behawioryści - wyniki badań były zaskakujące. Ptaki inaczej słyszą wiosna, inaczej zimą, kiedy ich mózg oszczędza energię i odpoczywa. Jest to związane z mniejszą ilością hormonów w organizmie. Potrafią również nie słyszeć własnego śpiewu: kogut podczas piania jest praktycznie głuchy - inaczej straciłby słuch od natężenia dźwięku.



 Ponadto u ptaków w uchu wewnętrznym komórki rzęsate - odpowiedzialne za słyszenie - ulegają odnowieniu. Dzieje się to inaczej niż u ludzi - my od głośnej muzyki lub hałasu tracimy słuch i jest to nieodwracalne... Aby tego uniknąć słuchaliśmy delikatnej muzyki i uwrażliwialiśmy nasz słuch muzyką klasyczną - "Zwycięski słowik" zakończył naszą muzyczno - przyrodniczą przygodę!

poniedziałek, 20 października 2014

Śpiew ptaków czyli MUZeum MUZycznie

 Powiedzmy sobie szczerze: nie lubimy nudy, klasycznych rozwiązań, prostych dróg i spokojnego życia. I choćby nie wiem jak nęciło nas słodkie nieróbstwo (o tak, kawa w dobrym towarzystwie okraszona rozmową intelektualną i niezobowiązującą zarazem cudowna jest) to i tak zawsze wpakujemy się w rozbudowany projekt, który z racji naszych zapędów twórczych na wszelki wypadek jeszcze rozbudujemy dodatkowo.

Chcieliśmy stworzyć warsztaty muzyczno - przyrodnicze, rzecz jasna innowacyjne, w których połączymy wiedzę z dwóch dziedzin. Pomysł ambitny, zaiste, bo kulturalni muzycy pracujący z animatorami kultury (którzy choć o kulturze mówią, ale kulturalnie upaćkać się farbami nie boją), wbrew pozorom podobni do siebie nie są. Cóż dopiero, gdy do tejże mieszanki kulturowej dołączą ci, którzy na przyrodzie znają się najlepiej: konflikt kultura kontra natura gwarantowany.




A że spokojnymi duchami nie jesteśmy i ambicja twórcza nas zżera, dołączyliśmy do planowanych warsztatów dodatkowe 3 spotkania wstępne, które pozwoliły nam pięknie rozwinąć skrzydła i młodych ludzi z pełnym tematem zapoznać. No i jeszcze jeden szczegół: zamiast jednej grupy... zaprosiliśmy dwie: program bowiem na małych (przedszkolacy) i dużych (IV klasa) przetestować należało.


Po warsztatach wyjaśniających, czym dla ludzi jest dźwięk (o tym pisaliśmy we wrześniowym poście) przyszła pora na uwalnianie wyobraźni. Posłużyła nam do tego muzyka i ... ptasie śpiewy. Z zamkniętymi oczami wyobrażaliśmy sobie różne sceny i zapisywaliśmy je w formie obrazu malowanego piaskiem na podświetlanym stole. Powstawały ptasie podobizny, drzewa gubiące liście. Czasem obraz zmieniał się w kwitnącą łąkę, rosnące do słońca rośliny lub świat skąpany w deszczu. Wszystko zależało od nastroju, dźwięków, które do nas dochodziły. 

Kolejne etapy powstawania obrazków fotografowaliśmy za pomocą kamery umieszczonej nad stołem, a naszym warsztatowiczom pokazywaliśmy, jak z takich obrazków, szybko po sobie pokazywanych, może powstać ruchoma scenka.
Sfotografowane dzieła montujemy obecnie w całość - powstaną nam w ten sposób wideoklipy do muzyki. Premiera już w grudniu tego roku na Wielkim Finale.


Następnym etapie oswajaliśmy przestrzeń wystawy: wkroczyliśmy w świat wystawy przyrodniczej w celu zapoznania się z jej mieszkańcami. Drapieżnicy i roślinożercy, wielcy i mali, futrzaści i pierzaści mieszkańcy łąk i lasów, byli przez nas podglądani bezkarnie - a to z tej przyczyny, iż naszym przyrodnikom udało się ten piekny świat zbudować z suchych lisci, futer i piór w taki sposów, że do złudzenia przypomina naturalny, choć to tylko malowane dermpoplasty....

 Zabawa w tropicieli okazała się najlepsza metoda poznawczą.
Bo o czym nam mogą powiedzieć długie nogi czapli lub zagięty dziób kormorana? Łatwo odczytać zwyczaje zwierząt bacznie się im przyglądając. A że wiedza przyrodnicza zdobywana miała być muzycznie, prowadzący wyśpiewali nam wszystkie zwyczaje drapieżników... Śpiewali również sami uczestnicy zajęć, a efekt naszej pracy uwieczniła kamera.

Zimorodki, sowy, sikory, mewy, bąki, słowik podróżniczek, kaczki, czaple, kormorany, rybitwy... to tylko niektóre z wytropionych ptaków. Wśród przyłapanych w naturze zwierząt były również ssaki: wydry, lisy, dziki, zające, borsuki, bobry. Co najważniejsze dowiedzieliśmy się, że każde z tych zwierząt jest częścią ekosystemu leśnego - każde z nich jest potrzebne i ważne dla środowiska. Bez drapieżników las nie mógłby się rozwijać tak dobrze - to oni regulują ilość zwierząt roślinożernych w lesie. Poznaliśmy również najgroźniejszego drapieżnika - człowieka. Ta informacja trochę nas zaskoczyła, ale w końcu musieliśmy przyznać, że kurczaczek na obiad smaczny jest, tylko nasze zwyczaje łowcze uległy pewnym zmianom: dziś najczęściej polujemy.... w supermarketach!
Wyposażeni w taką wiedzę, możemy czekać na finał naszej przygody: koncert muzyczno - przyrodniczy. Ale o tym, to już w następnym poście...

czwartek, 9 października 2014

XI edycja Ogólnopolskiego Konkursu!

Jerzy Hulewicz, Kompozycja, 1920 rok


A teraz coś dla tych, którzy już sprawnie władają piórem i trudnych wyzwań się nie boją: ogólnopolski konkurs, który sprawdzi ile ciekawych rzeczy jesteście w stanie zobaczyć w jednym z obrazów prezentowanych w naszej bytomskiej galerii.
 Uroczyście ogłaszamy rozpoczęcie XI edycji konkursu Obraz a słowo. Literacki opis dzieła malarskiego. Tematem tegorocznych zmagań będzie dzieło Jerzego Hulewicza Kompozycja z 1920 roku. Jak zawsze ciekawi nas wasze badawcze podejście do tematu, indywidualne spojrzenie na obraz, poparte jednakże obiektywnymi dowodami. Forma pracy może być dowolna, zależy nam jednak, aby uwzględniała dokładny opis przestrzeni obrazu, wyszczególnione elementy kompozycji, kolorystyki.
Zdajemy sobie sprawę, że uczestnicy naszego konkursu muszą wykazać się ponadprzeciętnymi zdolnościami i pasją badacza. Na pewno warto przeczytać dodatkowe materiały biograficzne dotyczące malarza, środowiska, w którym tworzył, stylu inspirującego artystę po to, aby lepiej zrozumieć samo dzieło. Tego typu informacje na pewno przydadzą się przy argumentacji broniącej waszego spojrzenia nawet wtedy, jeśli zdecydujecie się wypisać opis w opowiadanie lub wiersz.
Prace oceniane będą w trzech kategoriach: gimnazjalnej, ponadgimnazjalnej, obcojęzycznej (prace w języku angielskim, niemieckim, rosyjskim). Werdykt jest tworzony przez specjalistów reprezentujących różne podejście do obrazu. Są wśród nich zarówno historycy sztuki, językoznawcy, kulturoznawcy jak i plastycy. Najlepsze prace zostaną wydrukowane w formie książeczki pokonkursowej wraz z uwagami jurorów i nagrodzone upominkami. Najlepsi z najlepszych otrzymają statuetki z brązu – Gęsie Pióra – zaprojektowane specjalnie dla potrzeb konkursu przez Waldemara Żyłę.
Na wasze prace czekamy do 15 lutego (decyduje data stempla lub godzina przesłania na adres e- mailowy), finał odbędzie się w połowie czerwca.
Życzymy wszystkim radości w odkrywaniu tajemnic ukrytych w obrazie. 
Jeśli chcecie uzyskać dodatkowe informacje lub skonsultować Wasze pomysły - zapraszamy do nas. Znajdziecie nas w Dziale Edukacji Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, telefon 32 282 82 94 w. 127, lub pod adresem edukacja@muzeum.bytom.pl

piątek, 3 października 2014

Komiksy, czyli rysowane opowieści

Ci którzy wiedzą, to wiedzą, a ci którzy nie wiedzą niech wiedzą: kolejno zaprezentujemy trzy rysowane opowieści z dreszczykiem, powstałe na naszych zajęciach. Autorami i aktorami byli oczywiście nasi młodzi twórcy :)

Opowieść I: Południca!!!!!


środa, 10 września 2014

Ja słyszę, ty słyszysz...

Pierwsze zajęcia przyrodniczo - muzycznej grupy warsztatowej prowadzone w ramach projektu MUZeum MUZycznie dotyczyły dźwięku i sposobu jego odbioru przez nasz mózg. No właśnie.... bo że słyszymy dźwięki wysokie, niskie, przyjemne i nieprzyjemne, rozróżniamy ich wysokość, barwę, kojarzymy z przedmiotami, osobami ..... to każdy przedszkolak wie, ale dlaczego słyszymy, co pozwala nam na takie rozróżnienia, jak dociera do nas dźwięk, którego przecież nie widać.... to już wyższa szkoła jazdy i wymaga od nas kilku eksperymentów.


A że wiedzę najlepiej zdobywa się bawiąc, skorzystaliśmy z zabawek edukacyjnych Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego i Projektowni Edukacyjnej.
Podświetlane modele pokazały nam nie tylko zewnętrzną - widoczną część naszego ucha, która łowi dźwięki z otaczającego nas świata, ale również wewnętrzne błony bębenkowe, młoteczki, kowadełka, ślimaki, za pośrednictwem których do naszego mózgu dochodzą odgłosy rzeczywistości. Trudne? Nie, jeśli ich pracę porówna się do głuchego telefonu: maluchy przekazały sobie tą metodą słowo "słyszę" i porównaliśmy zabawę właśnie do sposobu przekazywania dźwięku przez poszczególne części ucha.  Słowo zostało przekazane, ale czym właściwie jest ten dźwięk i co przekazujemy?!

Na to pytanie pomógł nam odpowiedzieć kamerton i nasz własnoręcznie wykonany instrument muzyczny: rurowo-rękawiczkowe dudy. Dźwięk jest falą - stwierdziliśmy to obserwując drgającą membranę instrumentu dętego - falą, której nie widać, póki nie natrafi na przeszkodę. Może się ona
rozprzestrzeniać w powietrzy, ale nie jest w stanie przemieszczać się w próżni - w kosmosie dźwięki nie są słyszalne. Przewodzić ją może ciało stałe - my wykorzystaliśmy do naszych eksperymentów dwa kubeczki po kawie połączone sznurkiem.

A oto testy sprawdzające, po co mamy parę uszu :) Dzieci z zamkniętymi oczami próbowały najpierw odgadnąć źródło pochodzenia dźwięku, następnie pojedynczo siadały do urządzenia będącego zakrzywiona rurka. Każda z końcówek rury została doprowadzona do jednego ucha. Uderzając z prawej lub lewej strony rurki dzieci bez problemu odgadywały stronę, z której dochodzi dźwięk.



Największych odkryć dokonaliśmy dzięki muzycznemu stolikowi: to tu rozróżnialiśmy wysokość dźwięku, układaliśmy z klocków gamy,po czym każdy dźwięk zmienialiśmy magicznym klockiem w rozedrgane wibracje pokazujące nam różne barwy i odcienie granych melodii. Z naszych klockowych kompozycji powstawały utwory i to one wywołały uśmiechy na twarzach dzieci.





W zajęciach wykorzystaliśmy również oscyloskop pokazujący nam wykres poszczególnych dźwięków: melodie i krzyki pokazane w formie graficznej wywołały euforie na sali, tym bardziej, że oglądaliśmy je na dużym ekranie. Krótko mówiąc: zabawa była przednia!