poniedziałek, 18 marca 2013

Bliżej nieba



Ludzkość od zawsze patrzyła w niebo. Częściowo z tego powodu, że nie bardzo jest jak go nie zauważyć, a częściowo z ciekawości, co też tam się mieści. Ponieważ niebo było dla przeciętnego obywatela mało dostępne - nawet wlezienie na wysoką górę pozostawiało pewien niedosyt -  uznano, że pewnie właśnie tam mieszkają Bogowie. W każdej właściwie religii siedzibą niektórych przynajmniej bóstw było właśnie niebo, zaś człowiek mógł się tam ewentualnie dostać po śmierci.
Jednak nie wszystkim wystarczało tłumaczenie, że niebo to domena boska i tyle. Znaleźli się śmiałkowie, którzy zaczęli niebo podglądać. Zwłaszcza w nocy, albowiem jak jest ciemno nad nami zapalają się jakieś latarenki czy cóś... Gwiazdy znaczy się. Generalnie pojawiły sie dwie koncepcje odpowiadające na pytanie "co to jest": pierwsza mówiła właśnie o światełkach/lampkach/ognikach unoszących się w eterze, druga przekonywała, że całe  niebo to taka wielka płachta, w której ktoś (lub mole) porobiły dziurki.
Z tych obserwacji zrodziły się ważne wynalazki, np. zegar czy urządzenia, pozwalające znaleźć drogę na morzu. Ok. 1608 roku, a więc ponad 400 lat temu, pojawiło się też urządzenie, dzięki któremu można było niebo podglądać jeszcze bardziej i jeszcze więcej się o nim dowiedzieć: pojawił się teleskop.
Jego wynalazcą był niejaki Galileusz, ale tak szczerze mówiąc prawdopodobnie zdołał on jedynie skopiować cudzy pomysł i go opatentować, zanim właściwy autor się zorientował. Jak by nie było, to właśnie Galileusz zaczął przez teleskop obserwować księżyc, gwiazdy i planety - zwłaszcza Jowisza. Z tych obserwacji powstały książki, a sam autor stał się postacią historyczną. Dzięki niemu właśnie mogliśmy potwierdzić przypuszczenia Mikołaja Kopernika, które głosiły, że to nie Słońce i planety krążą wokół Ziemi, tylko Ziemia z całą ferajną wokół Słońca.
A potem to już poszło z górki: powstawały coraz doskonalsze teleskopy, zaczęto fotografować kosmos a dzisiaj mamy nawet teleskop, który krąży sobie po orbicie i przesyła nam rewelacyjne zdjęcia nieznanych światów, czyli teleskop Hubble'a.
Całą historię obserwacji i poznawania wszechświata można sobie przyswoić zwiedzając wystawę Od lunety Galileusza do teleskopów kosmicznych w naszym Muzeum. Na ostatnich zajęciach wzbogaciliśmy nieco samo zwiedzanie, skłaniając uczestników do stworzenia portretu naszego układu słonecznego. W ten sposób powstały obrazy Słońca, Merkurego, Wenus, Ziemi, Marsa, Jowisza, Saturna, Urana, Neptuna i Plutona (którego astronomowie zresztą niedawno zdegradowali do rangi kosmicznego gruzu a nie planety). Portrety równie wspaniałe, jak zdjęcia z teleskopu Hubble'a.
Drugą częścią zadania było ustawienie wszystkich planet w stosownych odległościach od Słońca. W tym celu zostały te odległości przeliczone na kroki w ilościach mieszczących się (z trudem) na wystawie, aczkolwiek dzieciaki zażądały by odległości były właściwe. Przekonał je dopiero argument, że nie mamy zbyt wiele czasu, by oddalić się pieszo o np. 59 000 000 km od naszego Słońca.
Na koniec, pod nieobecność księżyca i gwiazd, za pomocą prawdziwego teleskopu dokonaliśmy obserwacji niewidocznych gołym okiem zacieków, rdzy i kurzu na elewacji budynku, znajdującego się jakieś 300 m od nas :)

3 komentarze:

  1. Potwierdzam w detalu, obserwacje zostały poczynione bardzo szczegółowo, otóż żółte okno okazało się oknem zabitym deskami, dwoma (żeby nie było), co do ilości gwoździ w każdej z nich to już gorsza sprawa, na pewno było ich więcej niż dwa :)

    A same zajęcia jak zwykle niezmiernie fascynujące. Co prawda w pierwszym odruchu Kubax pomyślał, że będzie niezbyt ciekawie, ale Pan Marek od razu rozwiał wszystkie wątpliwości.

    A skąd takie stwierdzenie?? Ano stąd, że mieliśmy przyjemność być na wernisażu tej wystawy, więc ekspozycję już znaliśmy. Powiem że wernisaż dla nas świetny, tym bardziej, że dodatkowo posłuchaliśmy mnóstwa mądrych rzeczy, a Kuba mógł osobiście doświadczyć odkrywania kosmosu z World Wide Telescope.

    Sprawa prześwietna, program powala na kolana, a jak jeszcze opowiada o tych wszystkich cudach Pani Dorotka to można słuchać, słuchać, słuchać....

    Niezmiennie polecam wernisaże w muzeum, my zawsze jesteśmy zaspokojeni, jeśli chodzi o oczekiwania, z jakimi na nie idziemy.

    Ale żeby nie było, Pan Marek opowiada nie mniej fascynująco niż mądre głowy z UJ, a jak jeszcze można tego wszystkiego, o czym słyszymy 'dotknąć' to już jest naprawdę super. A portret Marsa już znalazł odpowiednie miejsce w galerii ściennej :)

    Do następnego razu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacieki i rdza są niewątpliwie ciekawe. Tymczasem jednak ciągle jest szansa na obejrzenie komety PanStarrs. Galileusz, niestety, takiej szansy nie posiadał. Naprawdę warto:
    http://uczniowie.moa.edu.pl/?p=14904
    http://djkupras.blogspot.com/2013/03/weekend-nie-tylko-z-panstarrs.html
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak przy okazji: "Jego wynalazcą był niejaki Galileusz, ale tak szczerze mówiąc prawdopodobnie zdołał on jedynie skopiować cudzy pomysł i go opatentować, zanim właściwy autor się zorientował." Niezupełnie. Może nie warto z szacownego Galileusza robić oszusta i złodzieja? Cóż, święty to on nie był. Lecz nie kopiował ani nie "robił w bambuko" prawowitych autorów. Po prostu słyszał o pomyśle Holendrów i sam doszedł do tego na czym ten pomysł polegał. A że Holendrzy nie potrafili między sobą ustalić, kto jest właściwym pomysłodawcą "szpiegowskiego oka" (tak pierwotnie określano lunetę) to już zupełne inna bajka, w którą raczej Galileusza mieszać nie należy.

    OdpowiedzUsuń