poniedziałek, 6 lipca 2020

Co w trawie piszczy? Część 6

 Co mają wspólnego pszczoły, głód i wiercenie dziur w drewnie?


Dużo się ostatnio mówi o koszeniu trawy. Mieszkańcy miast podzielili się na zwolenników skoszonych trawników oraz na obrońców dzikich chaszczy. Pomijając kwestie estetyczne (bo o gustach się nie dyskutuje i każdy ma prawo lubić to, co lubi), warto się zastanowić nad wartością ekologiczną i bioróżnorodnością przyrodniczą. 

Mamy jako ludzie tendencję do lekceważenia siły bioróżnorodności. Wzruszamy ramionami kiedy słyszymy doniesienia o zagrożonych lub wymierających gatunkach zwierząt i roślin, uznając, że nie ma to żadnego wpływu na nasze życie. Zapominamy jednak, że wszystko jest w przyrodzie silnie połączone i nawet najmniejsze stworzonko może wpłynąć na nasze życie, zupełnie jak w grze polegającej na przewracaniu kostek domina. Dzisiaj przyjrzymy się bliżej jednemu z nich. 

Ile znacie gatunków pszczół? Większość osób słysząc to pytanie jest w stanie podać jako odpowiedź tylko pszczołę miodną – znaną bohaterkę bajek i opowieści, dzielną zbieraczkę nektaru, pracowitą robotnicę, która produkuje miód i upycha go w ulu w komórkach o kształcie sześciokąta.
Oczywiście to prawda, pszczoła miodna faktycznie prowadzi pracowite życie w kolonii o silnie określonej strukturze społecznej. Ale to tylko jeden z możliwych wariantów. Czy wiecie, że na świecie żyje 20 tysięcy gatunków pszczół? W samej Polsce możemy ich spotkać aż 470 gatunków! Większość z nich żyje samotnie, nie buduje dużych gniazd i nie wytwarza miodu. Ale to nie oznacza, że nie są one jednymi z najbardziej pożytecznych owadów na świecie.

Świat bez pszczół (i innych zapylaczy) nie przetrwałby zbyt długo. Nie wierzycie? Dzięki pracy tych owadów możemy się cieszyć roślinami i ich owocami. Aż ¾ światowej żywności jest efektem pracy pszczół! Uwierzcie, że Ziemia bez tych pracowitych robaczków byłaby bardzo pustym (i głodnym!) miejscem. Tym bardziej powinno nas martwić, że w ostatnich latach pszczoły masowo chorują i umierają. 

Jak możemy im pomóc? Większości problemów nie jesteśmy w stanie sami rozwiązać. Jest jednak kilka rzeczy, które może zrobić każdy z nas, nawet mieszczuch z mieszkaniem bez ogródka. 

Rzecz pierwsza – domek dla owadów. Chyba wszyscy wiemy, że praca przy ulach jest niezwykle trudna i wymagająca. Ale mało kto wie, że hodowanie innych rodzajów pszczół jest łatwe, przyjemne i bez wysiłkowe. Mowa między innymi o murarkach ogrodowych.
Te małe, pracowite dzikie pszczółki nie tylko świetnie zapylają rośliny, ale też nie są wybredne jeśli idzie o mieszkanie. Wystarczy kawałek drewna z nawierconymi dziurami (nie za dużymi i nie za małymi, akurat takimi w sam raz), któremu zapewnimy osłonę przed deszczem i wystarczającą ilość światła i cienia. W takim miejscu pszczoła będzie mogła złożyć jajeczko i pyłek, które pracowicie zalepi piaskiem lub gliną. Po jakimś czasie wykluje się z niej młoda pszczoła, która, gdy będzie już dość duża, przegryzie się na wolność i wyjdzie z norki. Murarki nie zwykły odlatywać bardzo daleko od gniazda, dlatego domek powinien dość szybko zapełnić się owadzimi siostrami i ich potomstwem. Co ważne – murarki nie gryzą i nie żądlą w obronie gniazda, więc możemy bez obaw przebywać w ich towarzystwie.


Jednak domek, to nie wszystko. Nasze pszczoły muszą coś jeść. Niestety tuje i krótko ścięty trawnik to za mało dla zapylaczy. Musimy im zapewnić dostęp do kwiatów. Co więcej, nie wystarczy jedna doniczka z pojedynczym kwiatem – nawet jeśli nasz zapylacz najadłby się pyłkiem z tego kwiatu, nie będzie miał co jeść, kiedy kwiat już zwiędnie i przekwitnie. Dlatego musimy dopilnować, by w pobliżu domku rosły różne rośliny, które kwitną w innym czasie. Warto sprawdzić w internecie które rośliny dają najwięcej pożywienia zapylaczom, a które – równocześnie – dobrze sprawdzą się jako ozdoba ogrodowa lub jako grządka owocowo-warzywna? Możecie bowiem z powodzeniem podsunąć swoim owadzim podopiecznym kwiaty agrestu, porzeczki lub dyni – na pewno nie pożałujecie! 

W czasie wyższych temperatur i przy rzadkich opadach deszczu warto też wystawić naszym owadom poidełko. Nie może to być jednak zwykły talerzyk czy miseczka z wodą, ponieważ pszczoła zamiast się napić może się przez przypadek w nim utopić. Dlatego warto wyłożyć na powierzchnię coś, co będzie pełniło funkcję bezpiecznego lądowiska oraz (w razie potrzeby) koła ratunkowego. Kilka kamieni, trochę piasku albo trochę patyczków powinno się świetnie nadać. 

Jeśli natomiast będziecie niedaleko naszego muzeum, zajrzyjcie za budynek przy ul. Korfantego 34. Nasz domek dla zapylaczy i niekoszone chaszczowisko aż huczą od bzyczących robaczków. 

Zdjęcia: baza grafik Google