sobota, 6 grudnia 2014

Mikołaj już nadchodzi!

Ledwo co mieliśmy święto Górników i św. Barbary, a tu już nowa okazja do radowania się, zwłaszcza jeśli jest się dzieckiem. Dzień 6 grudnia tradycyjnie jest bowiem uznawany za dzień św. Mikołaja, a to oczywiście oznacza jedno – prezenty! Jednak nie zawsze wszystko było takie jak dzisiaj.

przepytywanie z pacierza
Dawniej św. Mikołaj w ogóle nie przypominał dobrodusznego brodacza w czarownym kubraczku z reklam CocaColi. Św. Mikołaj przemierzał wsie i miasta ubrany w długie, białe lub czerwone szaty, biskupią czapkę i specjalną maskę określaną mianem larwy (żeby oczywiście nikt nie poznał świętego). Wyposażony był nie tylko w worek z prezentami, ale również w laskę lub pastorał, którą pukał do okien domów gdzie mieszkały małe dzieci, dając tym samym znać o swoje obecności. A jego wizyta nie zawsze była przyjemnością, oj, nie zawsze! Przepytywał dzieci i dorosłych z pacierza, a nagradzał tylko grzecznych i dobrych domowników – tym trafiały się w prezencie zabawki, owoce i słodycze. Natomiast te dzieci, które nie wykazały się wiedzą, a do tego były krnąbrne i niegrzeczne czekała w najlepszym wypadku rózga, a gorszym nawet chłosta! Nic dziwnego, że dzień ten budził postrach wśród wszystkich dzieci.

Kolejną różnicą między dawnym a współczesnym św. Mikołajem są jego towarzysze. Obecnie każde dziecko wie, że św. Mikołajowi towarzyszą zaprzężone do sań renifery, a zabawki produkują grupy elfów. W danych czasach Mikołajowi zdarzało się wędrować samotnie, ale najczęściej jednak miał do towarzystwa anioła oraz diabła. Zdarzało się nawet, że takich pomocników mogło być więcej, od kilkunastu do nawet czterdziestu, tak jak bywało w Istebnej i Koniakowie po drugiej wojnie światowej. Tam w pochodzie św. Mikołaja znajdywały się nie tylko diabły wyposażone w ukręcone ze słomy baty, ale również biedny żaczek w półciennej koszuli i nietypowy niedźwiedź mający na sobie bluzę i spodnie uszyte z baraniego futra. Wśród towarzyszy Mikołaja mogli się również znaleźć ksiądz z ministrantami, Cyganie, medula prowadzący niedźwiedzia, Żyd, doktor, kominiarz, baba (na swój sposób genderowa, bo nie prawdziwa a tylko przebrana) a nawet śmierć. Taka grupa nie tylko wędrowała od domu do domu rozdając prezenty, ale także wygłaszała oracje, zbierała datki, płatała figle, a nawet pozwalała sobie na odwiedziny u młodych, niezamężnych dziewcząt.
towarzysze św. Mikołaja

Jednakże św. Mikołaj opiekował się nie tylko dziećmi. Był on patronem wielu ciekawych profesji i zawodów (m.in. bednarzy, kupców, notariuszy i młynarzy, ale również wytwórców guzików, cukierników czy sprzedawców perfum), ale miał w swojej opiece również zwierzęta domowe. Wierzono, że do świętego można się zwrócić w każdej potrzebie gospodarskiej, a jego moc była naprawdę duża – potrafił nawet ochronić zwierzęta przed wilkami. Dlatego też na Śląsku chłopi pilnowali, żeby nie wykorzystywać bydła do żadnych prac w obejściu w dniu św. Mikołaja, a w stajniach, oborach i zagrodach wieszali miniaturowe wizerunki świętego, by miał oko na wszystkie zwierzęta.

Co ciekawe jeszcze na początku XIX wieku do powszechnego zwyczaju należało składanie św. Mikołajowi darów w kościołach, chcąc uzyskać jego opiekę nad żywym dobytkiem. W tym celu przynoszono do świątyń głównie kury i gęsi, jednakże hałas, jaki wykonywały ptaki w kościołach był tak ogromny, że ostatecznie zaniechano tego zwyczaju, mimo iż w Lublińcu czy Kędzierzynie praktykowano go dość długo. 

Dlatego jeśli spotkacie dziś orszak dziwnych postaci nie uciekajcie – być może prawdziwy święty Mikołaj powrócił do miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz