czwartek, 10 stycznia 2013

Muzeum i filc...


Zestawienie tych dwóch słów otwiera w naszych mózgach szufladkę, z której wyskakują dobrze znane, swojskie i jakże urocze… filcowe kapcie! Łza się w oku kręci na wspomnienie kapci, które należało obowiązkowo zakładać przed zwiedzaniem, coby cennych muzealnych parkietów naszymi ciężkimi, niebezpiecznymi i w ogóle żądnymi destrukcji buciorami nie uszkodzić. Jest to z wszech miar zrozumiała i piękna tradycja, jednak nasze Muzeum współpracę z filcem postanowiło nawiązać w inny sposób i na innych zasadach. Nasi goście nie otrzymują gotowego produktu w postaci na przykład filcowych kapci. W zamian dostają filc (a dokładnej wełnę filcującą), a następnie zmuszani są do ciężkiej pracy i sami tworzą z tego filcu rozmaite rzeczy, jak na przykład korale, naszyjniki, bombki itp. (na kapcie jeszcze nie było chętnych, ale kto wie). Co najciekawsze, naszym gościom taki układ bardzo odpowiada, podoba się i w ogóle wydają się być z zaistniałej sytuacji zadowoleni.

Zaczęło się od tego, że wpadliśmy na pomysł zorganizowania jednorazowych warsztatów z filcowania dla dzieci, w ramach sobotnich zajęć. Pomysł jednak podchwycili dorośli, którzy jęli się stanowczo domagać i dochodzić swoich praw do filcowania. Podobno zdarzyły się nawet przypadki szantażu, w przygotowaniu były także plany porwania kilku osób z naszej ekipy muzealnej. Całe szczęście nie było potrzeby stosowania tak radykalnych rozwiązań, ponieważ bardzo szybko podchwyciliśmy pomysł i uczyniliśmy zadość żądaniom przedstawicieli tej części narodu, która zwie się dorosłymi. 

W październiku wystartowaliśmy z pierwszymi warsztatami dla dorosłych, podczas których męczyliśmy się strasznie, pracowaliśmy wiele godzin, a wszystko po to, żeby osiągnąć oszałamiający efekt w postaci kwiatowych naszyjników. Robota była mokra i wymagała dużych nakładów siły, nikt jednak się nie zrażał. W listopadzie upiększaliśmy już posiadane przez nas fragmenty garderoby, wzbogacając je o filcowe wzory. Okazuje się, że nie ma potrzeby wyrzucania starych swetrów, bluzek czy torebek, ponieważ teraz mamy już wiedzę, siłę i umiejętności przerobienia ich na całkiem nowe swetry, bluzki i torebki! W grudniu natomiast, z racji panującej wokoło świątecznej atmosfery na tapetę wzięliśmy styropianowe bombki, na których tworzyliśmy filcowe dzwoneczki, choinki, gwiazdy a nawet jednego renifera, który zaraz po narodzinach otrzymał imię Eustachy. 



Jak widać filcujemy różnymi metodami i technikami: na sucho, na mokro, na stojąco, na siedząco i obowiązkowo na wesoło! Zajęcia prowadzi Pani Małgosia Drewniok, która krok po kroku wprowadza nas w tajemniczy świat filcu oraz tego, co można z niego stworzyć, a można naprawdę dużo! Oto kilka dzieł, które wyszły z naszej świetlicy:


Zapraszamy wszystkich dorosłych (i nie tylko) na najbliższe warsztaty, na których będziemy po raz kolejny filcowali na mokro, tym razem w celu stworzenia sobie torebki vel kosmetyczki vel futerału na co bądź. Warsztaty odbędą się w czwartek 17 stycznia o godzinie 16.30 w naszej świetlicy muzealnej. Koszt warsztatów to 20 złotych. Zapisywać można się telefonicznie, dzwoniąc do Działu Edukacji, tel. (032) 281 82 94 w. 127. Do zobaczenia wśród filcu!

1 komentarz:

  1. ech Pani Małgosia, kobieta o złotych rękach i baaaardzo przepastnej głowie, w której pieczołowicie w poszczególnych szufladkach, komódkach i pudełkach upycha coraz nowe pomysły na to, co można zrobić z czasem i sobą aby było ładnie, miło i z korzyścią dla wszystkich.

    Jedną z takich rzeczy jest filc, a raczej filcowanie rzeczy wszelakich. Temat sam z siebie znałam już wcześniej, ale jakoś nie spotkaliśmy się, tzn. filcowanie i ja, w tym samym czasie przy jednym stole... Z perspektywy zajęć z Panią Małgosią żałuję, ale jednocześnie się cieszę, bo mogę, chociaż ten jeden dzień spędzić miło, nawet umęczyć się okrutnie, ale z pożytkiem.

    Pierwszy kwiatek ufilcowany z ogromną pomocą młodziaka (bo jakże to nie zabrać swojego jedynego dziecięcia na zajęcia do muzeum, nieważne że wokół same dorosłe panie) z dorobionym pączkiem i liściem, w formie naszyjnika został przeznaczony na prezent urodzinowy naszej wspólnej wychowawczyni. Podobno się podobał.
    Bombki wiszą odpowiednio na choince w dużym pokoju moja, a u Kuby jego. Przyznam że na początku kłucia bombek nie sądziłam że młodziak zrobi ją sam, jak zawsze było „mamo pomóż przy małych elementach”, ale jak już się wciągnął to powstała całkiem ładna kula z gwiezdno-księżycowa na nocnym niebie. A ponieważ jak tylko pojawił się temat bombek miałam prośbę o jedną dla cioci Agusi, powstał trzeci okaz. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym poszła w zdobienia typowo świąteczne i trzecia kula jest szykowna, i delikatna, zresztą została uwieczniona w jednym z poprzednich postów.

    No to jak już się rozkręciłam, to się zaczęło... zakupiłam już loki, jedwab, zapas igieł i do dzieła. Będą jajka wielkanocne, oczywiście chciałabym żeby były niebanalne, zobaczymy co wyjdzie. Mąż obiecał podstawki pod jajka. Chwilę wcześniej myślę o serduchach walentynkowych. A już absolutnie marzy mi się stworzenie szala z nuno filcu i torebki z dziurami, kulkami i dredami, ech....
    Ale najpierw musze się poradzić Pani Małgosi czy dobrze rozumuję niektóre zagadnienia.

    Dobrze mieć taką dobrą duszę, z którą można pomarzyć i takich cudach. Pani Małgosiu dziękuję za zaangażowanie i nieskromnie proszę o jeszcze więcej.

    OdpowiedzUsuń