sobota, 18 kwietnia 2020

Już jest blisko... Weselisko!

Zolyty

Okazji do poznania czy okazania zainteresowania przyszłej partnerce czy partnerowi było na śląskiej wsi co najmniej kilka – związane były najczęściej z dniami świątecznymi oraz na inne sposoby odmiennymi od codziennych, jak na przykład dni jarmarków czy odpustów. Co więcej, były one przez wszystkich młodych ludzi rozpoznawane jako takie, wobec czego często wiązały się z nimi wielkie nadzieje. Śląska wieś dysponowała własnym kodem zachowań, które nie pozostawiały wątpliwości, co do zolytnych intencji i. Podczas śmiergustu sympatię okazywano poprzez obfite polanie dziewczyny wodą. Nieco później, w nocy z 30 kwietnia na 1 maja, można było postawić przed jej domem umajonie drzewko na wysokiej żerdzi. Również podczas odwiedzin kolędników czy karnawałowych przebierańców szukano okazji do okazania zainteresowania np. smarując dziewczynie twarz sadzą czy płatając inne, mniej lub bardziej wyszukane, żarty. Możemy pokusić się o stwierdzenie, że okazywanie zainteresowania przy pomocy różnego rodzaju zaczepek czy tak zwanych „końskich zalotów” ma długą i tradycyjną tradycję. Dziewczyna oczywiście na zaloty odpowiadała lub nie – początkowo również w sposób symboliczny np. odwdzięczając się śmierguśnikowi wyjątkowo piękną kroszonką, (czasami ozdobioną także jakąś miłosną sentencją), oraz zaproszeniem na kołocza i wódkę.

Można było też skorzystać z nieco bardziej tradycyjnego i bezpośredniego sposobu na rozpoczęcie zolyt, mianowicie wizyty w domu dziewczyny i zapytania bardziej wprost. Na przełomie XIX i XX wieku owo dręczące pytanie, często w imieniu kawalera zadawał swat, inaczej zwany klytą, bereźnikiem czy kmotrem. Byli to ludzi świetnie zorientowaniu w życiu wsi i panujących stosunkach, odznaczali się zdolnością pięknego mówienia, szacunkiem wśród społeczności  i najczęściej prawdziwą pasją do kojarzenia małżeństw. Taki swat, składając wizytę w domu dziewczyny miał na celu zareklamowanie kawalera, ukazanie go w jak najlepszym świetle oraz uzyskanie zgody na oficjalne zolyty, czyli bywanie w domu panny,  zabieranie jej na zabawy oraz inne oficjalne sposoby okazywania sympatii.

Zaręczyny

Okres zolytów według wszelkich założeń powinien zakończyć się propozycją małżeństwa. W XVIII wieku zaręczyny miały bardzo uroczysty przebieg o bogatej symbolice  Do domu przychodził kawaler w towarzystwie jakiegoś męskiego krewnego lub właśnie swata i całą akcję rozpoczynano od znaczącego pytania, które miało określić stosunek rodziny do sprawy zaręczyn. Pytanie to brzmiało: czy w tym domu nie mają czegoś do sprzedania? Tak postawione pytanie, a także wielkokrotne odgrywanie scen sprzedaży, handlu, targu można traktować jako relikt znanego w kulturze zjawiska dysponowania losami kobiety przez ojca oraz transakcji, którą niegdyś było wydawanie córki za mąż. Narzeczona kryjąca się między kobietami przyjmowała od narzeczonego guldena lub talara, dając mu w zamian woniaczkę lub chusteczkę o wartości 10 groszy srebrnych. Gdy podali sobie dłonie, „umowa” została zawarta, a za jej złamanie groziła kara pieniężna. Gdy wszyscy się dogadali i wyrazili wszelkie potrzebne zgody następowała część radosna połączona ze spożywaniem alkoholu przyniesionego przez kandydata. Od tego momentu rozpoczynają się intensywne przygotowania, których zwieńczeniem jest ślub i wesele

Tydzień później odbywało się spotkanie rodzin narzeczonych, podczas którego należało omówić wszystkie szczegóły związane z nadchodzącym weselem. Spotkanie to nazywano: zmówinami, smowami, umowami i często połączone było także z tzw. oględami czyli pokazywaniem rodzinie narzeczonego gospodarstwa, dobytku i wyprawy przygotowanej dla narzeczonej. Wydatki poniesione na organizacje wesela i życia młodych po ślubie były ściśle określone – rodzinna panny młodej odpowiada za przygotowanie przyjęcia, na którym alkohol oraz inne napoje zapewnia rodzina pana młodego. Młodzi powinni zostać też wyposażeni przez swoje rodziny na nową drogę życia, zwyczajowo panna młoda dostaje od rodziców umeblowanie kuchni, pokoju stołowego, pościel, bieliznę oraz zestaw ubrań, natomiast pan młody wnosił do małżeństwa umeblowanie sypialni. Dość ściśle określone były także okresy w roku, kiedy można było wyprawiać wesela. Przy ustalaniu daty należało zatem wziąć pod uwagę, że z pewnością nie powinno się urządzać go w czasie żniw, w listopadzie (który jest miesiącem deszczów i zmarłych) czy w maju (który jest miesiącem maryjnym oraz zdominowanym przez czarownice). Najlepsze terminy, związane z rytmem życia i wypełniającymi je zajęciami przypadały na okres po żniwach – od sierpnia do października  oraz okres karnawału.


Gdy zostaną już ustalone takie kwestie jak termin ślubu, zobowiązania rodzin, wielkość wesela oraz lista gości, należało teraz ich wszystkich zaprosić. Narzeczeni zapraszali gości osobiście, w niedzielę po południu – po ogłoszeniu pierwszej zapowiedzi. Dawniej zaproszenie było ponawiane przez drużbów w niedzielę poprzedzającą wesele – było to bardzo uroczyste wydarzenie, które nie mogło przejść niezauważone. Drużbowie objeżdżali wieś konno lub obchodzili pieszo, ubrani w uroczyste stroje – niczym w dzień weselny, śpiewali pieśni bądź zapraszali przy pomocy wyszukanych mów okolicznościowych – był to jeden z wielu zabiegów mających na celu „promocję” wesela przed całą wsią. Jest to w końcu wydarzenie niecodzienne, radosne, o charakterze zdecydowanie pokazowym, które z pewnością zostanie ocenione przez całą wiejską społeczność. Dlatego też takie elementy jak zapraszanie gości, wymiana podarunków oraz kołaczy, przedweselek oraz przejście orszaku weselnego były rzeczą publiczną, a wyraźne znaczenie ich przebiegu w przestrzeni wiejskiej stawało się kwestią honoru i prestiżu.

Zwyczajem który w jakiejś formie przetrwał do dziś jest roznoszenie ciasta zaproszonym gościom, chociaż oczywiście dawniej był on bogatszy i dużo bardziej złożony. Kołacze, które wręczane były na 3-4 dni przed weselem gościom wypiekane były z produktów, które sami goście dostarczyli wcześniej w ramach „poczty” czy też „posyłki”. Były one roznoszone w ściśle określonej kolejności, poczynając od gości najbliższych i najważniejszych. Jednak w całym tym ciastowym przedsięwzięciu najważniejsza była wzajemna wymiana kołaczy pomiędzy rodzinami młodych, która w niektórych regionach odznaczała się prawdziwie widowiskowymi cechami, gdy kucharki urządzały „komedyję” (Racibórz) biegnąc przez całą wieś po to, by zdążyć dostarczyć kołacz, zanim zrobi to druga strona. Mówiono, że strona, która zwycięży w tej rywalizacji będzie rządziła w małżeństwie. Warto wspomnieć  też o bogatej symbolice ozdób, które znajdowały się na takim kołaczu. Wspominały też o niej posłanki, które w długich przemowach wyjaśniały wszelkie zawarte na nim znaczenia i życzenia. Znaczyły zarówno kolory: biały – niewinność, czerwony – miłość, żółty – zazdrość (jako ostrzeżenie), jak i kształty: pokrzywa – nieporozumienia i palące słowa, które należy przetrwać i znieść cierpliwie, ciernie – przeciwieństwa losu, które należy jak wyżej, wielość kwiatów jako wielość potomstwa, połączone pierścionki – nierozerwalność i nieskończoność miłości. Zasada wzajemności podczas obdarowywania czymkolwiek miała zapewnić trwałość i nierozerwalność małżeństwa.

Przedweselek

Również do dzisiaj praktykowany jest zwyczaj żegnania stanu kawalerskiego i panieńskiego, aczkolwiek przybrał obecnie zupełnie inną, jedynie rozrywkową, formę wieczoru panieńskiego i kawalerskiego. „Przedweselelek” był oczywiście okazją do zabawy i radosnego świętowania, ale nie obywał się bez zabiegów magicznych mających na celu zapewnienie szczęścia przyszłym małżonkom. Pan młody, jego koledzy i drużbowie spotykali się w celu „przepicia kawalerki”, co i dzisiaj cieszy się dużym zainteresowaniem i praktykowane jest z pełnym zaangażowaniem. W domu panny młodej odbywało się natomiast spotkanie druhen, które zajmowały się przygotowywaniem plastycznych akcesoriów weselnych, pleceniem mirtowych wianków oraz oczekiwaniem na przyjście trzaskających skorupy.
Polterabend, bo o ten zwyczaj chodzi, został przejęty w XIX wieku od ludności niemieckiej i polegał na wieczornych wizytach w domu panny młodej znajomych i innych życzliwych ludzi, często poprzebieranych i urządzających hałaśliwe widowisko, zwieńczone jeszcze bardziej hałaśliwym tłuczeniem skorup, czyli butelek i starych naczyń. Tłuczenie szkła i naczyń miało na celu odstraszenie wszelkich złych mocy, które ze szczególnym upodobaniem prześladują ludzi szczęśliwych lub mających wkrótce doświadczyć wielkiego szczęścia jakim z założenia jest własny ślub. Miały też na celu zapewnienie tego szczęścia w przyszłości, a im drobniej się potłuką, tym większe miało ono być. Potłuczone resztki sprzątała panna młoda udowadniając w ten sposób, że będzie dobrą i pracowitą gospodynią. Trzaskający byli częstowani kołaczem, a w niektórych wypadkach cała akcja kończyła się zaproszeniem do domu na wspólną zabawę.

Dzień weselny

Drużbowie
Czyli dzień do którego zmierzały wszystkie te przygotowania miał bardzo ściśle określony harmonogram i obfitował w niezliczoną ilość obowiązków i zaleceń, których należało przestrzegać. Rankiem, w dzień wesela drużbowie po raz trzeci i ostatni obchodzili wieś, ponawiając zaproszenia, później zaś zajmują się witaniem przybywających gości w domach nowożeńców. W czasie kiedy goście raczeni są śniadaniem, młodzi ubierają się do ślubu – panna młoda brała ślub w stroju ludowym, dodatkowo wyróżniona zielonym mirtowym wiankiem na głowie oraz zieloną wstęgą. Pan młody dużo wcześniej zaczął  ubierać się do ślubu „po miejsku”. Gdy młodzi są już gotowi następuje cała seria „wyprosów”, które są okazją dla starostów weselnych do sprawdzenia się w krasomówstwie. Najpierw wypraszano pana młodego od jego rodziców kwieciście dziękując im za żywienie i wychowanie syna i prosząc o błogosławieństwo dla niego. Następnie orszak pana młodego udaje się do domu panny młodej, gdzie najpierw musi „okazać dokumenty”, a następnie wyprosić i wykupić swoją przyszłą małżonkę. Duże znaczenie w obyczajach weselnych ma motyw ociągania się, przekonywania i pokonywania trudności, a także wzbraniania się przez pannę młodą. Dlatego zanim będą mogli udać się w drogę do kościoła, pan młody napotyka na szereg trudności. Pierwszą z nich jest zamknięta furtka, na której czasem pojawiają  się ostrzeżenia mające odstraszać przybyłych, a pilnujący jej starosta panny młodej żąda od pana młodego okazania dokumentów czy przepustki, udając przy tym, że zupełni e go nie zna i nie wie w  jakim celu przybywa. Gdy już go pozna, próbuje zniechęcić, na co pan młody uparcie podkreśla swoją prawość, dobroć i inne zalety (siedem cnót na literę „p”: piękny, pieniężny, pracowity, pokorny, pilny, pobożny, posłuszny) – przymioty te jednak na niewiele się zdają i zostaje wpuszczony dopiero, gdy wręczy pilnującemu butelkę wódki lub wina.

Druga część „wyprosów” ma miejsce w sieni bez udziału panny młodej, która w tym czasie chowa się w swoim pokoju lub komorze. Mogą one mieć charakter poważny i wtedy starostowie, wśród licznych nawiązań do Starego i Nowego Testamentu pouczają o czekających na młodych obowiązkach. Często jednak przybierają formę żartobliwego „wykupywania” – atrakcyjnego i humorystycznego widowiska z udziałem fałszywych narzeczonych, również odznaczających się siedmioma zaletami na literę „p”: pyszna, puklata, piegowata, pyskata, paskudna, przepukła i pryszczata. Pan młody odmawia kolejnym „fałszywym narzeczonym” przy okazji dokładając coraz więcej monet  na talerzyk. Targ trwa dosyć długo, starosta panny młodej wciąż dokłada nowe żądania: „za wionek – milionek, a za cnotę – tysiąc”, kilkakrotnie podwyższając kwotę, aż do momentu, kiedy uzna ją za satysfakcjonującą. Ta część wyprosów nosi nazwę „kupowanie wianka”, pan młody dostaje też od przyszłej żony mirtową woniaczkę i chusteczkę złożoną na trzy rogi, które symbolizują trzy filary życia: wiarę, nadzieję i miłość, woniaczka natomiast nawiązuje do gałązki oliwnej, która dla Noego była zapowiedzą nowego życia. Po dobiciu targu, starsza druhna przypina woniaczkę panu młodemu do klapy, a chusteczkę wsuwa do kieszonki, starosta przyprowadza pannę młodą do narzeczonego i teraz są już gotowi by otrzymać błogosławieństwo i wyruszyć do kościoła.

Błogosławieństwo udzielane jest młodym klęczącym na progu lub na środku pokoju. Zanim nastąpi, w kwiecistych przemowach i wzruszających oracjach proszą o nie w ich imieniu starostowie. Rozpoczynają rodzice panny młodej, a następnie pannę młodą błogosławią rodzice pana młodego, także dziadkowie często udzielali błogosławieństwa. Kładziono ręce na głowach młodej pary i kreślono nad nimi znak krzyża wypowiadając odpowiednią formułę, następnie wszyscy zgromadzeni odmawiali modlitwę oraz śpiewali pieśni religijne. Błogosławieństwo kończą obfite podziękowania kierowane do rodziców przez starostów oraz pieśni dziękczynne.


Orszak weselny jest kolejnym „pokazowym” elementem wesela i jego ustawienie reguluje zwyczaj oraz starosta weselny – tak więc na czele szli starostowie, za nimi orkiestra, która grała w trakcie przechodzenia orszaku przez wieś, następnie pary drużbów, a dopiero za nimi państwo młodzi oraz reszta gości. Dawniej w orszaku zmierzającym do kościoła, jako że państwo młodzi jeszcze nie byli małżeństwem, nie szli obok siebie – pannę młodą prowadził starszy drużba, a pana młodego starsza druhna. Dopiero w orszaku, który zmierzał z kościoła do domu weselnego (czy domu panny młodej) szli na czele (zaraz za orkiestrą) i obok siebie jako świeżo zaślubieni małżonkowie. Orszak – czasem pieszy, czasem konny, wyposażony w wozy i kolasy przedstawiał zwykle imponujący widok, był bowiem oceniany przez całą wiejską społeczność. Dokładano więc starań by było możliwie najgłośniejszy, najbardziej kolorowy i najbogatszy – jadąc wydawano również gromkie okrzyki oraz trzaskano z biczów.

Sam przebieg ceremonii w kościele nie różnił się od dzisiejszego, istotne natomiast były pewne zachowania symboliczne oraz obserwacje czynione podczas nabożeństwa. Jak podczas każdego z istotnych życiowych momentów połączonych z odpowiednimi  ceremoniami kościelnymi,  bardzo ważna była obserwacja świec, które wróżą przyszłe losy – jeśli palą się jasno i równo to małżeństwo będzie trwałe i szczęśliwe, jeśli skwierczą, to małżeństwo będzie kłótliwe, jeśli spływa z nich wosk, oznacza to, że nowożeńcy nie będą mieli szczęścia, jeśli natomiast któraś ze świec zgaśnie, szybko zgaśnie też życie któregoś z małżonków. Pilnować należało także tego, które z małżonków pierwsze wejdzie na stopień ołtarza, bo wiązało się to pierwszeństwem i przewodzeniem w domu. Podobny skutek odnosiło przyklęknięcie sukni lub welonu panny młodej czy zarzucenie tejże sukni lub welonu na nogi małżonka oraz to czyja dłoń jest na wierzchu podczas wiązania rąk stułą. Należało też przestrzegać innych zasad, których złamanie mogło mieć opłakane skutki w przyszłym pożyciu –nie należało odzywać się do siebie, żeby nie wypominać sobie różnych spraw w przyszłości. Ważne było zachowanie powagi – nie uśmiechać się i nie rozglądać, bo to mogło sprawić, że będą rozglądać się za innymi i do nich uśmiechać. Młodzi powinni stać blisko siebie, tak by nie tworzyła się miedzy nimi wolna przestrzeń, wtedy nic ich w życiu nie rozdzieli, lekko zwróceni do siebie twarzami, a ich współżycie będzie dobre. Panna młoda często zabierała ze sobą do kościoła kawałek chleba i soli, aby ich nigdy w gospodarstwie nie zabrakło oraz pieniądze otrzymane „za wieniec”, by kontrolować rodzinną kasę. Jak widać, ceremonie kościelne również pełne były magicznych zabiegów, które miały dopomóc przyszłemu szczęściu małżonków.

Z kościoła udawano się na salę weselną lub do domu panny młodej, w zależności od tego, gdzie miała odbyć się uczta. Starym zwyczajem było zamykanie drzwi przed powracającymi z kościoła weselnikami i otwieranie ich dopiero wtedy, gdy panna młoda przedstawi się nazwiskiem męża. Do dzisiaj zachował się natomiast zwyczaj witania młodych chlebem i solą. Nowożeńcy witani byli także innymi akcesoriami, które miały konkretne znaczenia. Pan młody miał okazać brak ciągot do alkoholu wybierając z dwóch kieliszków ten pusty i rozbijając go na szczęście, pełny zaś zostawiając staroście. Aby okazać sprawność i pracowitość pan młody dostawał narzędzia, panna młoda natomiast miotłę lub inne używane w gospodarstwie przedmioty. Dodatkowo pannie młodej wręczano dziecko lub lalkę, żeby szybko doczekała się własnego potomstwa. Gdy już państwo młodzi pozbyli się nadmiaru przedmiotów i żywego inwentarza wręczanego im na progu, mogła rozpocząć się uczta weselna.


Uczta miała miejsce przed zabawą taneczną, trwała 4 do 5 godzin i była drobiazgowo oceniana przez uczestników wesela. W czasie uczty, oprócz spożywania wszystkich przygotowywanych wcześniej, obfitych potraw, ważne było rozmieszczenie gości przy stołach, aby każdy zajął należne mu miejsce w hierarchii i nikt nie poczuł się obrażony – tym zajmował się starosta. Drużbowie natomiast zajmowali się podawaniem do stołu i obsługiwaniem gości. Rolą starosty było także otwarcie uczty stosownym przemówieniem oraz zabawianie gości w czasie jej trwania. Wygłaszał więc oracje o nowożeńcach, dziękczynne mowy kierowane do ich rodziców, wiersze, dowcipne rymowanki, „przykazania dobrego męża” oraz zalecenia dla gości, jak mają zachowywać się na weselu. Bardzo często pojawiały się także rymowane opowieści o tym, jak młodzi poznali się i doszli do tego wesela, a także inscenizowane występy rzekomo uwiedzionej i porzuconej przez pana młodego dziewczyny, czy odrzuconego zalotnika. Okazją do śmiechu było także wyliczanie posagu panny młodej, na który składały się najdziwniejsze i najbardziej komiczne przedmioty.




Kolejnym etapem była zabawa taneczna, która odbywała się najczęściej w publicznej Sali i mogli w niej uczestniczyć wszyscy mieszkańcy wsi. Dawniej za usługi kapeli, która grała podczas takiej zabawy płacili sami uczestnicy, zamawiając poszczególne utwory i „wrzucając do basetli” odpowiednie opłaty. Podczas przerw w tańcach weselnicy sami brali się za śpiewanie, a także odgrywanie zabawnych scenek np. z lekarzem, który badał weselników a następnie przepisywał im najdziwniejsze leki, z cygankami wróżącymi gościom absurdalną przyszłość oraz oczywiście z odrzuconymi wcześniejszymi konkurentami wykrzykującymi swoje żale i pretensje. Około 22, zabawa zostaje przerwana  i mają miejsce dwa ostatnie, dopełniające obrzęd wydarzenia – oczepiny oraz dzielenie kołacza.

Oczepiny były bardzo ważnym elementem wesela, dopełniały bowiem procesu wyłączenia panny młodej z grona kobiet niezamężnych i jej przejścia do grona mężatek. Oczepiny były „zabiegiem” przeprowadzanym na pannie młodej przez inne kobiety – rozpoczynał się tańcami, najpierw ze starszą druhną, następnie ze świekrą i innymi mężatkami obecnymi na weselu, które zamykały ją w kręgu tańczących. Po tańcu, mężatki sadzały ją na środku izby, zdejmowały jej mirtowy wianek z głowy, warkocze upinały w „koszyczek” i wkładały na głowę czepiec lub chustę, które były noszone przez mężatki. Również tutaj pojawia się motyw „bronienia się” przed taką zmianą statusu – panna młoda trzykrotnie odrzuca, próbujące jej ubrać czepiec mężatki. Czasem towarzyszą też temu przekomarzania druhen, które także próbują „obronić” pannę młodą. W niektórych regionach obrzędowi temu towarzyszyły dodatkowe zabiegi o charakterze magicznym, jak wkładanie wianka panny młodej do potajemnie wykradzionego kapelusza pana młodego, by to na jego głowie lądowały przyszłe troski. Oczepinom towarzyszyło także „zbieranie na czepiec”, podczas którego starsza druhna wraz ze starostą obchodzili całą salę, zbierając od weselników datki dla młodej mężatki. W niektórych wsiach datki zbierane były do bucika panny młodej. Do czasów obecnych przetrwała forma oczepin, która znana była w okolicach Raciborza, gdzie welon panny młodej zdejmowany był przez pana młodego, któremu również przeszkadzały w tym druhny. Stamtąd też pochodzi zwyczaj rzucania welonu, który próbują złapać wszystkie obecne na weselu panny, ponieważ ta która go złapie, ma następna  w kolejności wyjść za mąż. Kolacja kończyła się krojeniem kołacza weselnego i rozdawaniem go gościom – ważne było, żeby kawałki miały identyczną wielkość, żeby n ikt nie poczuł się pokrzywdzony. Gdy kołacz został rozdany, starosta po raz ostatni przemawia tym razem dziękując gospodarzom wesela, czyli rodzicom państwa młodych oraz życząc młodej parze szczęścia i szybkiego doczekania się potomstwa.

Jak można zaobserwować, większość weselnych zwyczajów  i zabiegów ma na celu zapewnienie przyszłym małżonkom szczęścia i powodzenia w małżeństwie oraz poważania w wiejskiej społeczności,  która bacznie obserwuje i ocenia całą uroczystość. Śledząc poszczególne zwyczaje, widzimy co było najważniejsze dla ludzi w kontekście małżeństwa i rozpoczynania przez młodych ludzi życia na własną rękę, poza rodzinnym domem. Do oczywistych rzeczy należy pragnienie powodzenia w tym przedsięwzięciu, szczęścia, trwałej miłości, wierności, a także dostatku w nowopowstającym gospodarstwie. Dodatkowo ważna była też pracowitość i zaradność, cierpliwość w pokonywaniu trudności, których istnienia nie ukrywano i nie próbowano w żaden sposób tuszować obietnicami lekkiego, radosnego, pozbawionego trosk życia. Na koniec, co dzisiaj jest już mniej oczywiste, ważną sprawą którą miały „załatwiać” weselne zabiegi było potomstwo, którego pojawienia się życzono młodym jak najszybciej i w jak największej ilości. Pary, które nie doczekały się dzieci uważane były za pozbawione bożej przychylności i łaski. Nie było mowy o sytuacjach, w których świadomie mogłyby zdecydować się na nieposiadanie dzieci, brak ślubu czy rozwód. Ale też warunki życia, były tak odmienne, że takie decyzje mogłyby wydawać się czystym szaleństwem. I o tym należy pamiętać, kiedy myślimy o ówczesnym modelu rodziny – modelu, który miał sprawić, że gospodarstwo będzie sprawnie działającą maszyną, w której każda z jej części doskonale zna i skrupulatnie wypełnia swoją rolę.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz