Zwyczaje związane z narodzinami i śmiercią, podobnie jak inne towarzyszące ważnym momentom przejścia można podzielić na trzy etapy: przygotowania, punkt kulminacyjny oraz obrzędy mające doprowadzić do pomyślnego zakończenia przejścia. Narodziny i śmierć mają liczne wspólne elementy, w których rozpoznać można cechy magii sympatycznej, co postaramy się wykazać. Zacznijmy jednak od początku. O ile kwestia przygotowań do narodzin dziecka nie nastręcza większych problemów – można się zorientować, że coś jest na rzeczy i ile mniej więcej czasu zostało do rozwiązania – sprawa przygotowania się do własnej śmierci jest nieco bardziej kłopotliwą. Jednak w kulturze ludowej utrzymywało się przekonanie, że można sobie zasłużyć na „dobrą śmierć”, czyli taką, która się zapowie i pozostawi czas na niezbędne przygotowania. Jak się więc przygotować do rzeczonego przejścia?
Przygotowanie
Ciężarna kobieta, oprócz przestrzegania zasad wynikających ze zdrowego rozsądku i podstawowej troski o zdrowie, powinna przestrzegać bardziej tajemniczych zakazów oraz stosować konkretne zabiegi magiczne, osadzone w magii sympatycznej, czyli działającej przez podobieństwo lub przez kontakt. Ich przestrzeganie ma zapewnić dziecku szczęście, urodę, zdrowie lub pomóc w uniknięciu niepożądanych cech. Tak więc, „zapatrzenie się” na różne cechy ludzi, zwierząt lub przedmiotów, może spowodować przeniesienie ich cech na dziecko np. patrzenie na ludzi brzydkich lub kalekich. W żadnym wypadku nie należało też patrzeć na zmarłych (dziecko będzie blade i chorowite), na zwierzęta, żeby nie miało wyłupiastych, żabich oczu, końskich zębów itp. Patrzenie przez małe otwory mogło wywołać zeza u dziecka, a „zagapienie” w jedno miejsce – tępotę. Również kontakt ciężarnej z pewnymi przedmiotami może mieć wpływ na dziecko – nie wolno przekraczać/przechodzić pod sznurem lub łańcuchem, a także okręcać nici czy sznurka wokół dłoni, żeby pępowina nie okręciła się wokół szyi dziecka. Przekraczanie dyszla lub innych drągów również grozi komplikacjami przy porodzie, związanymi z poprzecznym położeniem dziecka. Ciężki poród może spowodować również siadanie na progu lub kamieniu. Interesujące są zakazy związane z noszeniem różnych rzeczy w fartuchu – jeśli będą to jaja, dziecko wyłysieje a od kartofli będzie chorować na wrzody. Przenoszenie zwierząt grozi oczywiście nabyciem ich cech lub znamion. Obecność znamion na ciele człowieka tłumaczono właśnie zachowaniem matki w czasie ciąży – tzw. myszki były efektem noszenia zwierząt, kopania zwierząt lub przestrachu na widok np. myszy. Podobnie czerwone plamy miały być efektem spojrzenia na pożar lub ogień i dotknięcia jakiejś części ciała, na której później u dziecka występowała owa plama. Nieproporcjonalnie wielka głowa u dziecka spowodowana była tym, że matka będąc w ciąży jadła prosto z garnka lub piła z dużego naczynia. Widzimy zatem, że okres ciąży był decydujący dla wielu cech dziecka, a magicznymi właściwościami kontaktu lub podobieństwa tłumaczono głównie cechy niepożądane, ułomności, defekty zdrowia i urody a także komplikacje porodowe, czyli ciężkie do wytłumaczenia zdarzenia losowe, które musiały jednak znaleźć swoje wyjaśnienie.
Tak, jak zaznaczyliśmy we wstępie, właściwe przygotowanie do własnej śmierci jest sprawą dużo bardziej skomplikowaną, ale możliwą. W śląskiej kulturze ludowej utrzymywało się przekonanie, że dobrzy ludzie, zasługują na dobrą śmierć, natomiast śmierć nagła i gwałtowna spotyka przede wszystkim ludzi, którzy nie wiedli „dobrego” życia. Śmierć dobra, jest natomiast na tyle uprzejma, że zapowiada się dając konkretne „znaki”, które ludzie potrafią właściwie odczytać. Do znaków należy na przykład wycie psa ze spuszczoną głową, mruczenie pod oknem białego kota, rycie kreta w kierunku od domu do bramy, sowy krążące wieczorem koło domu, w tym pohukiwanie sowy „pójdźki”, w którym można dosłyszeć wezwanie „pójdź, pójdź”. Ptaki uderzające o szybę dziobem interpretowane były, jako śmierć, która „pcha się do domu”. Zapowiedzi śmierci czytało się również z niecodziennych i samoistnych zjawisk, jak pęknięcie glinianego garnka, szklanego naczynia, lustra, spadnięcie obrazu ze ściany czy otwarcie się drzwi, a także wszelkie trzaski, pukania i szurania, które nie mają jasnej i widocznej przyczyny. Śmierć zapowiada się również w snach – tych o śmierci, dole w ziemi, ale także o słomie, wiórach, brudnej wodzie oraz wypadających zębach. Jako zły omen interpretuje się także zgaśnięcie świecy podczas obrzędów kościelnych – o czym pisaliśmy w poprzednim artykule. Osoba, która została w ten sposób „poinformowana” o zbliżającej się śmierci, powinna koniecznie dobrze się do niej przygotować, co miało oznaczać przede wszystkim uporządkowanie wszystkich ziemskich spraw oraz wydanie dyspozycji dotyczących pogrzebu i pochówku. Pozałatwianie wszystkich spraw było bardzo istotne, gdyż gwarantowało spokój duszy w zaświatach i domowników w opuszczonym przez zmarłego domu. Dlatego też w kulturze ludowej zaobserwować możemy wielką zapobiegliwość, szczególnie wśród ludzi starszych, którzy nieraz z dużym z wyprzedzeniem przygotowują sobie ubrania do trumny, dokonują jej zakupu (trzymane na strychach trumny, nie były zjawiskiem rzadkim czy niecodziennym), spisują lub instruują bliskich we wszystkich sprawach związanych z tzw. „ostatnią wolą” oraz dbają o pojednanie się ze wszystkimi, z którymi byli poróżnieni. Interesujące jest tłumaczenie zjawiska polepszenia się samopoczucia u chorych na kilka dni przed śmiercią – mówiono wtedy: „polepszyło mu się na śmierć”, co miało pozwolić choremu na pozałatwianie wszystkich wyżej wymienionych spraw.
Moment
Sam moment – porodu i śmierci – jakkolwiek kluczowy i kulminacyjny, stanowi najkrótszy z wyróżnionych tu etapów, ale tak jak one obfituje w praktyki o charakterze magicznym. Zaczyna się od działań, które mają na celu przyspieszenie lub złagodzenie samego momentu „przejścia” – w obu przypadkach są to doświadczenia graniczne, związane z bólem i cierpieniem, nie dziwi więc, że lud wypracował sobie sposoby, które miały owo doświadczenie łagodzić. Inną cechą wspólną, jest także przekonanie, że nie powinny się one odbywać w samotności, a obecność bliskich w tym czasie odgrywała dużą rolę. W przypadku porodu oczywiste było, że przy rodzącej powinna znajdować się osoba wykwalifikowana, która pomoże w pomyślnym przebiegu porodu – mogła to być akuszerka, przygotowana przez oficjalne szkoły dla położnych, zwana na Śląsku habamą (hebamą, hejbamą), ale zdarzało się także, że przy porodzie asystowała tzw. babka lub babicula – była to starsza, doświadczona, nie posiadająca jednak żadnych oficjalnych uprawnień, kobieta ze wsi. Przy porodzie obecne były także kobiety z rodziny – teściowa, matka chrzestna, siostry bądź szwagierka. Męża wzywano tylko w przypadku przedłużającego się porodu. Żeby poród przyspieszyć zalecano ciężarnym potrząsanie owocującym drzewem, a z bardziej przyziemnych działań – pracę fizyczną.
Podobnie w przypadku śmierci, stosowane były praktyki, które miały ją złagodzić, a sam moment zgonu najlepiej, żeby odbywał się w obecności wszystkich domowników. Gdy śmierć przychodziła w nocy budzono wszystkich obecnych w domu, tłumacząc to także swego rodzaju zapobiegliwością: „żeby śmierć się nie pomyliła”. Domownicy zgromadzeni przy posłaniu umierającego odmawiają modlitwy a umierającemu wkłada się do ręki zapaloną gromnicę „aby oświecił sobie drogę do wieczności”. Żeby śmierć była lżejsza, należało usunąć wszelkie pióra spod głowy umierającego, czasem nawet kładziono go na rozścielonej na ziemi słomie. Dawano mu też do wypicia trzy razy po trzy łyżki wody święconej, które miały być „ostatnim pokarmem na drogę do wieczności”. Wody święconej oraz święconych ziół używano także do kropienia konającego, aby odegnać od niego złe siły, które zwykle czyhają na ludzi w momentach przejścia (z tych samych powodów termin porodu powinien do samego końca pozostać tajemnicą). Śmierć postrzegano jako moment oddzielenia duszy od ciała, dlatego w pokoju umierającego często uchylano drzwi lub okno, co miało ułatwić duszy opuszczenie ciała i lot w zaświaty.
Zakończenie przejścia
Gdy dokonał się główny akt przejścia, podejmowano cały szereg czynności, które miały je pomyślnie zakończyć. Ten trzeci etap obfituje w wiele różnorodnych praktyk związanych z przyjmowaniem nowego członka do społeczności oraz zapewnianiem mu powodzenia i pomyślności, a w przypadku śmierci – godnym pożegnaniem oraz ułatwieniem duszy podróży w zaświaty, które w wyobraźni ludowej, niewiele różniły się od ziemskiego życia. Właśnie w celu tego ułatwienia, tuż po zgonie rozwiązywano wszystkie supły w ubraniu, aby „dusza się nie zaplątała”. Część praktyk przy zgonie miała u swego podłoża wiarę w „zaraźliwość” śmierci, dlatego też zasłaniano lustra, okna czy inne szklane przedmioty, w których zmarły mógłby się odbić, ponieważ wtedy „pokazuje się dwóch umarłych”, zmarłemu zamyka się oczy, „żeby nikogo nie wypatrzył”, brodę zaś podwiązuje się chustką, żeby „nikogo nie wywołał” – gdyby tego nie dopilnowano, w niedługim czasie mogłaby nastąpić śmierć kolejnego członka rodziny. Również z powodu owej „zaraźliwości” miejsce, w które wylewana była woda obmyciu zwłok, nie było obojętne. Należało ją wylać tam gdzie nikt nie chodzi, ani nic nie rośnie – kontakt z taką wodą mógłby bowiem spowodować nieszczęścia. W okolicach Raciborza praktykowany był nieco inny zwyczaj, natomiast jego podłoże było takie samo – wodę wylewano w koleiny na drodze, ponieważ wóz, który po niej przejedzie „przerywa śmierć”. Zabiegi pośmiertne wiązały się także z koniecznością godnego pożegnania zmarłego i pożegnania się ze zmarłym. Śmierć była obecna w życiu wiejskim w sposób bardzo naturalny, zmarły przebywał w domu do samego pogrzebu – umyty, ubrany i przygotowany do pogrzebu, spoczywał w trumnie ustawionej „na marach”, czekając na odwiedziny i pożegnania. Trumna musiała być ustawiona nogami w stronę drzwi, u jej wezgłowia stawiano krzyż, po bokach świecie, które powinny palić się bez przerwy, naprzeciw ustawiano naczynie ze święconą wodą i kropidło, cały pokój przystrajano też kwiatami i zielenią. Do samej trumny wkładano wiele przedmiotów o różnym, niemniej bardzo konkretnym przeznaczeniu – niektóre z nich, jak chleb, pieniądze, gałązka piołunu lub wierzbowe gałązki z wielkanocnej palmy mają ułatwić wędrówkę „na drugą stronę”, inne miały służyć mu w zaświatach, tak jak służyły na ziemi np. okulary do czytania, fajka, przybory do szycia itp. To wyposażenie zmarłego wiąże się z wyobrażeniami o wielkich trudach, jakie czekają duszę, zanim dotrze pod bramę św. Piotra oraz o niezmienionej formie cielesności i trybu życia, jaki się w tych zaświatach prowadzi. Jak już wspomnieliśmy, powszechny był zwyczaj odwiedzania zmarłego i żegnania się z nim – traktowano go jako obowiązek, a uchybienie mu było bardzo źle widziane. Odwiedzający kropią zmarłego wodą święconą i odmawiają modlitwy. Symboliczne dotknięcie dłoni zmarłego podczas takiej wizyty miało oznaczać, że wszystkie sprawy między nim a odwiedzającym są rozwiązane. Wieczorami najbliżsi krewni i sąsiedzi gromadzą się i czuwają przy zwłokach do północy. Kulminacyjnym punktem czuwania i modlitw jest oczywiście ostatni wieczór przed pogrzebem, zwany „pustym wieczorem” lub „opłakaną nocą”, na który zapraszany jest często także tzw. śpiywok albo przewodnik żałobny, a czuwających częstuje się kołaczem i kawą.
Przy praktykach poporodowych najważniejsze było symboliczne przyjęcie dziecka do rodziny oraz cały szereg zabiegów mających zapewnić dziecku wszystko to, co wyobrażano sobie jako szczęście w życiu. Oprócz tego odnajdujemy także praktyki związane z wiarą w „zaraźliwość” – tym razem życia. Nowe życie miało moc przekazywania swej życiowej energii, innym żywym organizmom – stąd pojawiające się gdzieniegdzie zwyczaje zakopywania łożyska w chlewie lub pod drzewem owocowym. Również tutaj kąpiel odgrywała ważną rolę a zabiegi przy niej stosowane miały być decydujące dla przyszłych losów dziecka. Poczynając od odpowiedniej temperatury wody, by dziecko nie było gwałtowne i nerwowe (co pięknie obrazuje przysłowie „w gorącej wodzie kąpany”),poprzez symboliczne dodatki dorzucane do wanienki – moneta, obrączka, woda święcona, napar z poświęconych ziół, jajko, które miało zapewnić dostatek, siłę i zdrowie, mleko aby dziecko miało jasną cerę czy źdźbło słomy aby zapewnić dziewczynce długie, piękne warkocze. Woda po kąpieli, przez kontakt z dzieckiem, pozostawała z nim w rodzaju więzi, dlatego również tutaj istotne było, gdzie zostanie wylana – najlepiej na trawę lub drzewo „aby dziecko było bujne i rosło w górę”. Po kąpieli dziewczynki można było wylać ją także na kwiaty, aby zapewnić jej urodę. Ciekawe są, występujące w różnych rejonach całkowicie odmienne interpretacje wylewania takiej wody na drogę – na Opolszczyźnie absolutnie nie należy tego czynić, żeby ludzie dzieckiem nie pogardzali, „nie deptali po nim”, natomiast w okolicach Raciborza, wylanie wody na drogę zapewniało dziecku sympatię wśród ludzi.
Bardzo ważnym elementem obrzędowości urodzinowej był moment symbolicznego przyjęcia nowo narodzonego dziecka do rodziny. Dawniej to akuszerka, po wykąpaniu noworodka podawała go ojcu ze słowami: „pocałuj dziecko, bo to twoje” lub „mosz tu synka (dziouszka), czy uznajesz je za swoje?”. To ojciec był postacią, która za sprawą swojej odpowiedzi, przyjęcia dziecka na ręce i pocałunku, decydowała o recepcji dziecka do rodziny, kładł je następnie przy matce, która także je całowała. Jeżeli dziecko miało starsze rodzeństwo, dawano je także do pocałowania rodzeństwu, żeby w ten sposób zapewnić miłość między nimi. Zwyczaj przyjęcia do rodziny, czasem przyjmował bardziej wymowny charakter, kiedy to położna kładła dziecko na ziemi przed progiem lub koło pieca, skąd, na znak uznania miał podnieść je ojciec. Normą były tez dary dla akuszerki – częstowano ją piwną zupą i kwaterką słodkiej wódki, a w późniejszym czasie – już kiedy porody odbywały się w szpitalu – zwyczaj utrzymał się w nieco zmienionej formie, w której ojciec odbierając położnicę i dziecko ze szpitala wręczał położnej mały upominek w postaci kwiatów, słodyczy lub niewielkiej sumy pieniędzy. Było to podziękowanie za opiekę, ale także zabieg, który miał zapewnić dziecku powodzenie w życiu: „jak od początku dobrze na dziecko patrzą, to będzie miało szczęście”.
Cały okres przejścia i „zadomowienia” się nowej istoty na tym świecie trwa sześć tygodniu po urodzeniu i kończy się tzw. wywodem. Do tego czasu należy ściśle przestrzegać szeregu nakazów i zakazów, jest to bowiem okres szczególny – nie tylko decydujący dla dalszych losów dziecka, ale także niebezpieczny, ponieważ właśnie wtedy na dziecko czyhają wszelkiego rodzaju „złe moce”. Przede wszystkim dziecko do czasu wywodu nie powinno ani na chwilę zostać samo, gdyż taka sytuacja sprzyjała mamunom – demonicznym istotom, które zabierały dziecko, pozostawiając na jego miejsce podciepa. Również przedmioty, które wkładano dziecku do kołyski miały je chronić – najczęściej była to flaszeczka ze święconą wodą, różaniec czy książeczka do nabożeństwa. Włożenie długiej nici pod poduszeczkę miało zapewnić długie życie. Do dzisiaj utrzymał się natomiast zwyczaj wiązania przy łóżeczku lub przy wózku czerwonej wstążeczki, która miała „zatrzymać złe spojrzenie” potencjalnej czarownicy. Kołysanie pustym wózkiem lub kołyską groziło dziecku bólem głowy, z kolei spoglądanie na nie od tyłu, „przez głowę” – zezem. Interesujące są także wytyczne dotyczące suszenia pieluch – nie można tego robić na piecu, bo w przyszłości dziecko bardzo szybko niszczyłoby ubrania, ani pozostawiać na dworze po zachodzie słońca, ponieważ wtedy mogłoby owiać je złe powietrze i sprowadzić na dziecko „niespokojny sen”. Dość silne i do dzisiaj spotykane są przesądy związane z obcinaniem dziecku włosów i paznokci, które to czynności również miały mieć wpływ na rozwój dziecka. Obcięcie włosów przed pierwszym rokiem życia groziło zatrzymaniem rozwoju umysłowego i „krótką pamięcią”, natomiast zbyt wczesne obcięcie paznokci miało w dziecku wyzwolić skłonności do kradzieży. Tak jak zbyt szybkie wyniesienie z domu, skłonności do włóczęgostwa. Jak można zauważyć większość ludowych nakazów i zakazów opierała się na prostych skojarzeniach i analogiach. Z pewnością charakteryzowały się one wiarą w ogromny wpływ okresu niemowlęctwa na całe życie człowieka oraz w siłę sprawczą rodziców i opiekunów. Okres „przejścia” zamykał wspomniany wcześniej wywód, czyli ceremonia w kościele, która powinna się odbyć w sześć tygodni po narodzinach. Nie był to jeszcze chrzest, chociaż później zaczęto łączyć te dwie ceremonie. Wywód był swego rodzaju aktem błogosławieństwa dla matki i dziecka, który odbywał się najczęściej w towarzystwie jakiejś krewnej oraz akuszerki lub babki.
Zakończeniem rytuałów związanych ze śmiercią jest również ceremonia kościelna czyli nabożeństwo pogrzebowe i pochowanie zmarłego na cmentarzu. Wynoszenie trumny z domu i droga do kościoła są czasem, kiedy dopełnia się jeszcze rytuałów związanych z ostatnim pożegnaniem zmarłego. Trumnę zamyka się przed wyniesieniem jej z domu przez tzw. tregerów lub nosaczy. Wieko powinni przybijać ludzie obcy, żeby oszczędzić zmarłemu przykrości, spowodowanej tym, że „rodzina nie chce go już więcej widzieć”. Trumnę wynosi się oczywiście „nogami do przodu”. Powszechny był także zwyczaj trzykrotnego opuszczania trumny na każdym progu oraz wypowiadania przez niosących słów „zostańcie z Bogiem”, na co zgromadzeni odpowiadają „idź z Panem Bogiem”, co było symbolicznym pożegnaniem zamarłego z domem. Na podwórzu odbywają się jeszcze krótkie przemowy pożegnalne oraz modlitwy. Z całym gospodarstwem, zmarły żegnał się poprzez trzykrotne zatrzymywanie oraz cofanie karawanu w bramie. W tym czasie w domu otwierano wszystkie okna i drzwi, żeby ułatwić duszy zmarłego opuszczenie domostwa, często także okadzano cały dom jałowcem lub innymi ziołami, „aby nie straszyło”. Tak, jak w orszaku ślubnym, tak i w kondukcie żałobnym obowiązuje określony porządek, według którego jest on formowany. Na początku szli mężczyźni niosący krzyż i chorągiew żałobną, następnie bractwo różańcowe ze świecami oraz dzieci i młodzież z wieńcami i kwiatami, dopiero za nimi idzie ksiądz z ministrantami, za którymi toczy się karawan otoczony żałobnikami, czyli ubranymi na czarno mężczyznami, za karawanem podąża rodzina i pozostali uczestnicy pogrzebu. Podczas mszy żałobnej, jak podczas każdego obrzędu z uwagą obserwowano świece – jeżeli jedna z nich zgasła, znaczyło to, że któryś z uczestników pogrzebu wkrótce umrze. Wśród ludu śląskiego panowało przekonanie, że w drodze z kościoła na cmentarz ciężar trumny rośnie, można spotkać różne wytłumaczenia tego faktu. W niektórych regionach mówi się, że jest to ciężar grzechów, które się na niej wieszają, gdzie indziej wierzono, że to sam zmarły „przyciska” trumnę, ponieważ „nie chce iść do dziury”. Najpopularniejsze jednak było wierzenie, że trumna staje się cięższa, ponieważ w czasie ceremonii kościelnych dusza, która do tej pory krążyła po okolicy, wraca do ciała, a w zaświaty ulatuje dopiero po zakończeniu „przejścia”, czyli w momencie kiedy na cmentarzu, już po złożeniu trumny do ziemi, rzuci się na nią trzykrotnie ziemię a dzwony przestaną bić.
Zwyczaje związane z narodzinami i śmiercią zostały opisane w jednym artykule, ponieważ, jak możemy zobaczyć mają wiele wspólnych cech. Należą do tak zwanych rytuałów przejścia i niewątpliwie zdarzają się w życiu tylko raz – raz się rodzimy i raz umieramy. W obu tych sytuacjach nasze „przejście” uzależnione jest od właściwego i skrupulatnego postępowania osób nam bliskich. Właśnie ich działania i przestrzeganie znanych wszystkim i przekazywanych z pokolenia na pokolenie zakazów i nakazów miało gwarantować najwyższą jakość bytowania – tu na ziemi lub tam w zaświatach. Widzimy też, że istotną częścią tych życiowych momentów są ceremonie kościelne, a podczas rytuałów pojawiają się akcesoria ściśle związane z wiarą katolicką – różaniec, woda święcona, święcone zioła itp. Nie przeszkadza to jednak w powszechnym praktykowaniu zabiegów magicznych, czyli takich, które mają na celu wywarcie realnego i bezpośredniego wpływu na jego przebieg oraz późniejsze konsekwencje. Jest tak dlatego, że w obrzędowości ludowej myślenie magiczne i religijna żarliwość dopełniały się wzajemnie, tworząc niepowtarzalny zbitek wierzeniowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz